Strony

poniedziałek, 7 stycznia 2013

zapiekłam vol au vent z moją wersją foie gras i podałam z winnym sosem z suszonymi grzybami - gotowałam po francusku:)

jest kilka powodów, dla których dzisiaj wzniosłam się na wyżyny mojego kucharzenia:)
po pierwsze nie ma Wiktora i mogę "podrasować" smaki trochę mocniej alkoholem...
po drugie ciągle jestem pod wrażeniem uczty Babette...
po trzecie dzisiaj mija miesiąc od pierwszej publikacji na blogu:)
2013 wyświetleń i  39 "polubień" strony do czegoś zobowiązuje:)
szkoda, że nie mogę podać, wszystkim zaglądającym do mnie, tego co dzisiaj przygotowałam - naprawdę osiągnęłam połączenie, za którym już tęsknię, a zwykle, bardzo powściągliwy w pochwałach mąż, powiedział: wyśmienite;)
Francuzi nie cierpią, kiedy ktoś zmienia recepturę dań, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, ale co tam, wirtualnie nikt mi łba nie urwie;)
mam swoją wersję foie gras (fła gra - uwielbiam to powtarzać), a nawet kilka wersji na różne okazje i zawsze, jednakowo, popisuję się doskonałą znajomością...wymowy;)
zapieczone vol au vent z foie gras podane z winnym sosem z suszonymi grzybami - będzie dużo masła, dużo wina, wiśniówka, whisky i wybuch - eksplozji smaków:)
a ponieważ wpis jest okolicznościowy, to trochę zmienię formułę, podam kolejno przepis na foie gras, pokażę jak zrobiłam vol au vent (sarkofagi Babette) i skończę pisanie sosem (gotowanie też zawsze kończę sosem), do którego od rana moczyłam, w zimnej wodzie, garść suszonych borowików; użyłam też wykwintnej żurawiny z całymi owocami, wiśniówki, którą kupiłam 2 lata temu w Chorwacji i Chateau Maison Noble z 2008, które w 2010 zostało wyróżnione na konkursie w Macon  w Burgundii - do gotowania użyłam około 200 ml, do picia resztę;)
foie gras
400 g wątróbek kurzych (no teraz to się Francuzi jeżą - prawdziwe foie gras robione jest z wątróbek, specjalnie do tego celu hodowanych, gęsi)
150 g wędzonego boczku (musi być chudy - bardzo dobry jest w Lidlu)
1 średnia cebula
200 ml mleka
50 ml whisky (użyłam 8 - letniej Margot z Lidla)
ok 100 ml wina
ok 100 ml wiśniówki
spora łyżka zimnego masła
spora łyżka masła klarowanego do smażenia
łyżeczka suszonego majeranku
sól
pieprz
wątróbki bardzo dokładnie oczyściłam z błon i zamoczyłam na godzinę w mleku, które "wyciąga" z wątróbki to co gorzkie (ostatnio zapomniałam o tym napisać); na łyżce klarowanego masła wysmażyłam boczek, ale nie na chrupiąco, razem z cebulą, ciągle mieszając i podlewając raz winem, raz wiśniówką; kiedy cebula była miękka, przełożyłam zawartość patelni do kuchennego robota, w którym wcześniej zainstalowałam ostry nóż (plastikowy jest do ucierania ciasta); na tej samej patelni, po 5 minut z każdej strony, usmażyłam wątróbki, posypane roztartym w moździerzu majerankiem; i tym razem podlewałam je raz winem, a raz wiśniówką - chodzi o to, żeby zebrać smak z patelni, do której czasem coś przywiera :) wątróbki i towarzyszące im trunki, przełożyłam do robota; do przestudzonych dolałam whisky, zimne masło i zmieliłam na bardzo drobną masę; "pijany" mus doprawiłam odrobiną soli i świeżo startego pieprzu...
niech mi któryś Francuz powie, że profanuję tradycję;)

vol au vent to babeczki z ciasta francuskiegona tym zdjęciu wyglądają jak nadziewane pieczarki:(
1 opakowanie mrożonego ciasta francuskiego (miałam w zamrażarce 6 prostokątów z Frosty)
mąka do podsypywania
1 jajko do smarowania

prostokąty rozmrażałam na dużej stolnicy; kiedy miały już pokojową temperaturę - skleiłam wszystkie i uformowałam kulę; podsypałam porządnie mąką i rozwałkowałam  ok 0,5 cm, po czym wycięłam kieliszkiem tyle kółek, ile się udało (na oko miały jakieś 7 cm); na jedną babeczkę potrzebowałam 3 kółka; z dwóch, które nałożyłam na siebie, wycięłam mniejsze kółko ( wyrastając muszą przypominać komin); na blacie rozłożyłam kółko bez dziurki, posmarowałam roztrzepanym jajkiem i nałożyłam pierwsze kółko z dziurką, które też posmarowałam jajkiem, no i trzecie kółko bez dziurki, które przycisnęłam całą dłonią do reszty i posmarowałam jajkiem:)
uff... wyszło 11 babeczek, które piekłam w 200 st na środkowym poziomie przez 20 minut;
do wystudzonych babeczek włożyłam po małej łyżeczce żurawiny i dopełniłam musem wątróbkowym...
aha, z wyciętych kółeczek, przez 10 minut piekłam kapturki, którym przykleiłam, na jajko, kuleczkę:)
przykryłam tym maleństwem napełnione vol au vent i zabrałam się za sos...
winny sos z suszonymi grzybami
garść suszonych borowików
100 ml wiśniówki (może mniej)
100 ml wina (może mniej)
100 g wywaru z gotowania grzybów (może mniej)
4 łyżki soku malinowego
łyżka klarowanego masła
łyżka bardzo zimnego masła
gałązka świeżego rozmarynu
ząbek czosnku
sól
pieprz
grzyby (moczyłam 4 godziny w zimnej wodzie) umyłam pod bieżącą wodą i ugotowałam (30 minut) w osolonej wodzie z rozgniecionym z łupinką ząbkiem czosnku; przestudzone pokroiłam na bardzo cieniutkie paseczki; na rozgrzanym, klarowanym maśle usmażyłam gałązkę rozmarynu (po minucie z każdej strony - aromat jest obłędny), przełożyłam ją na talerz i dodałam grzyby, które podsmażałam 5 minut; podgrzałam patelnię, gdzie smażyłam wątróbki z odrobiną wina (tylko tyle, żeby oczyścić dokładnie zawartość) i dodałam to co zebrałam do grzybów; dolałam resztę wiśniówki, wina (już niecałe 100 ml) i wywaru; gotowałam na wolnym ogniu aż odparowała połowa; doprawiłam sokiem malinowym, solą i pieprzem... 
do rozgrzanego, na 220 st z termoobiegiem, piekarnika włożyłam vol au vent i podpiekłam 5 minut;
minutę przed końcem pieczenia, dodałam do sosu zimne masło i ciągle mieszając pozwoliłam mu zgęstnieć:)))
jak podałam widać na zdjęciu:)
jak zjadłam? szczegółów nie opiszę, ale nie była to Francja Elegancja - jadłam wszystkim:)
bon appetit :)
A może wątróbka? Czyli podroby rządzą!

1 komentarz:

dziękuję za odwiedziny :)