trochę wymuszony okolicznościami:)
miałam upiec tylko sernik i mazurki, których przepisy "za chwilę", choć sernik, prawie w całości, inspirowany przepisem ze strony White Plate (odsyłam tam niecierpliwych), odkryty na "herbatce" u Kasi, przez wspominaną często "Babette" z Poznania;)
przesyłam jej uściski, bo albo sama piecze wybornie, albo poleca dobry przepis, albo "motywuje" pierworodnego, który ją z powodzeniem zastępuje :) Kubusiu - jestem pod wrażeniem:)
i jak to zwykle bywa, nieplanowane ciasto, ba tort, stał się królem świąt:)
już od dawna chciałam się z nim zmierzyć, ale zawsze miałam wymówkę... jeszcze nie ma świeżych owoców, co zrobię z żółtkami, nie ma okazji... i nagle znalazły się sprzyjające okoliczności i żadna wymówka nie znalazła usprawiedliwienia, i dobrze, bo naprawdę był grzeszny i w wyglądzie i w smaku...
bezy nie można piec na silikonach, foliach czy wysmarowanych blachach, bo nie odklei się od spodu; mój sposób to papier do pieczenia ułożony na kratce, nie blasze! beza "oddycha" całą sobą i jest idealnie krucha:)
7 białek (zostały po przygotowaniu pate z kurzych wątróbek)
350 g drobnego cukru
2 rurki czekoladowe z miętowym nadzieniem
łyżeczka mąki ziemniaczanej
łyżeczka białego octu balsamicznego
białka ubiłam, prawie, na sztywno (przeczytałam ostatnio, że lepiej zostawić puszystą masę, to wtedy beza nie popęka) dodając stopniowo cukier puder, a na końcu mąkę, ocet i starte rurki;
na pergaminie odrysowałam dwa 20 cm krążki (po przekątnej), tak, żeby pomiędzy został około 5 cm odstęp; piekłam bezę w 150 st (wcześniej piekarnik rozgrzałam do 180), przez 45 minut; po tym czasie zostawiłam ją pół godziny w zamkniętym piekarniku i na kolejne pół w uchylonym; trochę popękała, ale taki jej urok:)
chciałam bezę przełożyć pistacjowym kremem z przepisu Basi Ritz, ale niestety krem się zwarzył i wymusił zmianę decyzji!
choć straty i moralne i materialne duże, marcepanowy krem, z miętową posypką był niebem w gębie, nawet bez bezy:)
250 g serka mascarpone
200 g śmietany kremówki
10 czekoladowych rurek z miętowym nadzieniem
100 g cukru pudru
100 g zmielonych migdałów
100 g płatków migdałowych
200 g malin
100 g jagód/borówek (użyłam mrożonych jagód)
serek roztarłam z cukrem i startymi na tarce rurkami; śmietanę ubiłam, tak, że przypominała śnieżne pagórki i delikatnie połączyłam z serkiem; podzieliłam masę na dwie części, do jednej dodałam zmielone migdały, do drugiej płatki; przełożyłam bezę masą ze zmielonymi migdałami, na górną warstwę wyłożyłam krem z płatkami i odstawiłam na godzinę na taras; schłodzony tort zwieńczyłam malinami i jagodami, które wcześniej rozmroziłam i odsączyłam;
wiem, że święta się skończyły, ale taki tort nie może czekać do następnych :)
miałam upiec tylko sernik i mazurki, których przepisy "za chwilę", choć sernik, prawie w całości, inspirowany przepisem ze strony White Plate (odsyłam tam niecierpliwych), odkryty na "herbatce" u Kasi, przez wspominaną często "Babette" z Poznania;)
przesyłam jej uściski, bo albo sama piecze wybornie, albo poleca dobry przepis, albo "motywuje" pierworodnego, który ją z powodzeniem zastępuje :) Kubusiu - jestem pod wrażeniem:)
i jak to zwykle bywa, nieplanowane ciasto, ba tort, stał się królem świąt:)
już od dawna chciałam się z nim zmierzyć, ale zawsze miałam wymówkę... jeszcze nie ma świeżych owoców, co zrobię z żółtkami, nie ma okazji... i nagle znalazły się sprzyjające okoliczności i żadna wymówka nie znalazła usprawiedliwienia, i dobrze, bo naprawdę był grzeszny i w wyglądzie i w smaku...
bezy nie można piec na silikonach, foliach czy wysmarowanych blachach, bo nie odklei się od spodu; mój sposób to papier do pieczenia ułożony na kratce, nie blasze! beza "oddycha" całą sobą i jest idealnie krucha:)
7 białek (zostały po przygotowaniu pate z kurzych wątróbek)
350 g drobnego cukru
2 rurki czekoladowe z miętowym nadzieniem
łyżeczka mąki ziemniaczanej
łyżeczka białego octu balsamicznego
białka ubiłam, prawie, na sztywno (przeczytałam ostatnio, że lepiej zostawić puszystą masę, to wtedy beza nie popęka) dodając stopniowo cukier puder, a na końcu mąkę, ocet i starte rurki;
na pergaminie odrysowałam dwa 20 cm krążki (po przekątnej), tak, żeby pomiędzy został około 5 cm odstęp; piekłam bezę w 150 st (wcześniej piekarnik rozgrzałam do 180), przez 45 minut; po tym czasie zostawiłam ją pół godziny w zamkniętym piekarniku i na kolejne pół w uchylonym; trochę popękała, ale taki jej urok:)
chciałam bezę przełożyć pistacjowym kremem z przepisu Basi Ritz, ale niestety krem się zwarzył i wymusił zmianę decyzji!
choć straty i moralne i materialne duże, marcepanowy krem, z miętową posypką był niebem w gębie, nawet bez bezy:)
250 g serka mascarpone
200 g śmietany kremówki
10 czekoladowych rurek z miętowym nadzieniem
100 g cukru pudru
100 g zmielonych migdałów
100 g płatków migdałowych
200 g malin
100 g jagód/borówek (użyłam mrożonych jagód)
serek roztarłam z cukrem i startymi na tarce rurkami; śmietanę ubiłam, tak, że przypominała śnieżne pagórki i delikatnie połączyłam z serkiem; podzieliłam masę na dwie części, do jednej dodałam zmielone migdały, do drugiej płatki; przełożyłam bezę masą ze zmielonymi migdałami, na górną warstwę wyłożyłam krem z płatkami i odstawiłam na godzinę na taras; schłodzony tort zwieńczyłam malinami i jagodami, które wcześniej rozmroziłam i odsączyłam;
wiem, że święta się skończyły, ale taki tort nie może czekać do następnych :)
Uwielbiam bezy! Twoja wygląda szałowo :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, daj znać czy podobnie smakuje:)
UsuńOjjj, naprawdę tort wygląda cudnie! Bardzo, ale to bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie oraz chciałabym Ciebie zaprosić do dodania swojego bloga na listę Top Blogi na stronie znajdzprzepisy.pl!
Piszę tutaj, gdyż nie mogłam znaleźć danych kontaktowych.
Życzę miłego weekendu!
dziękuję i za pochwałę "roboty" i za zaproszenie :)
Usuń