Zatroskani sąsiedzi z lasu, przyglądają się, parującemu gorącą zupą, talerzowi. Prawdziwki: "my zginiemy w suszarce"! Kurki wtórują: "nas zjedzą z puree i gotowanym boczkiem". A maślaki na to: "nas nikt nie tknie, zapach ich zniewoli":)
2 szalotki
2 wyciśnięte ząbki czosnku
300 ml śmietany kremówki
2 litry wywaru z giczy cielęcej (robiłam cielęcinę w sosie chrzanowym i został mi wywar, ale można użyć innego, byleby nie zdominował zapachu i smaku grzybów)
10 listków szałwii
łyżka posiekanej natki pietruszki
czubata łyżka masła
sól morska
4 plastry szynki serano, na czipsy
Na maśle podsmażyłam szalotki i szałwię, a po chwili dodałam
maślaki. Smażyłam, przez 15 minut, na bardzo dużym ogniu. Po tym czasie wlałam
wywar i gotowałam kolejne 10 minut. Pod koniec gotowania dodałam śmietanę i na
wolnym ogniu, gotowałam 5 minut. Doprawiłam morską solą i świeżo zmielonym
pieprzem, koniecznie, a najlepiej bezpośrednio na talerzu. Podałam z makaronem, bo akurat takie było
życzenie najstarszej z rodu i czipsami z szynki, którą grillowałam w piekarniku na papierze do pieczenia. Sama zjadłabym z pieczonym, gryczanym paluchem, z kaszy. Hmmm…
Na drugie danie serwowałam kanię, faszerowaną chrupkim, pszennym, pieczywem. Przepis podam w osobnym wpisie, bo był inspirowany nowym, długo wyczekiwanym, kolorowym dwumiesięcznikiem KUKBUK. Warto było czekać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)