piątek, 29 marca 2013

kacze udka - sprawdziłam, mogę podać na Wielkanoc:)

uroczyście i świątecznie oświadczam, że na obiad podam kacze udka:)
z całej kaczki, mają najwięcej dobrego mięsa, więc śmiało mogę liczyć jedno na głowę, a nie, jak to zwykle bywa, kaczkę na głowę, a właściwie na męża;)
podam je w dobrym towarzystwie, pieczonych warzyw i surówki z czerwonej kapusty:)

chrzanowa zupa z jajkiem i rzeżuchą - alternatywa dla tradycji:)

uwielbiam żur, obowiązkowy na wielkanocnym stole, uwielbiam też chrzan, który najczęściej wykorzystuję jako dodatek do sosów; 
tym razem, ponieważ został spory gar rosołu z kaczki (klik), zrobiłam chrzanową zupę:)
nie wiem czy smakowała wyśmienicie, bo rosół był aromatyczny, dwudniowy?
czy będzie smakowała na innym wywarze, z innego mięsa równie wybornie? spróbujcie, przepis jest  krótki i prosty i jak to zwykle bywa, najlepszy:)
2 litry rosołu
1 serek philadelphia
50 ml śmietany kremówki
łyżka masła
2 czubate łyżeczki chrzanu staropolskiego
1 łyżeczka musztardy angielskiej
odrobina skórki startej z cytryny
pół pęczka natki pietruszki
2 czubate łyżki posiekanej rzeżuchy
sól morska do smaku
świeżo zmielony pieprz do smaku
łyżeczka cukru

na rozpuszczonym maśle podgrzałam serek; dolewałam stopniowo gorąco rosół; dodałam chrzan, musztardę i zmiksowałam; doprawiłam, dodałam śmietanę, zioła i podałam z gotowanym jajkiem:)

napiszę to, choć nie wyznaję tej zasady, szczególnie w Święta, że to "dietetyczna", ale przepyszna,
zupa wielkanocna;)

pieczony kurczak z koniakowym nadzieniem - może na świąteczny obiad?

w końcu poczułam świąteczny nastrój;) i wcale nie za sprawą zapachów, jeszcze;)
wszędzie korki, nerwowi kierowcy, "gorączkowe" dyskusje u rzeźnika... brakuje tylko przebiśniegów, choć "śniegów" jest w nadmiarze;)
tulipany kupione, mięsa czekają na "przeróbkę" na tarasie (choć taki pożytek z zimy wiosną!), pomysł na ciasta dojrzewa w głowie...
rano wycieczka na targ i lista zakupów będzie zamknięta:)
a ponieważ mam kilka zaległych wpisów zacznę od świątecznych, tak myślę, propozycji na obiad:)

kurczak nadziewany koniakowym farszem to danie, które zaskakuje przede wszystkim przepyszną "wkładką":) podałam go z polentą i morelową pekinką...
2 kurczaki po 1,5 kg
łyżeczka soli morskiej
pieprz
łyżka świeżych listków tymianku
łyżka klarowanego masła
nadzienie
40 g piersi z indyka, zmielonej na grubych oczkach
30 g surowego boczku, zmielonego na cienkich oczkach
30 g wątróbki, zmielonej na grubych oczkach
50 ml koniaku (miałam Hennessy)
pół pęczka poszatkowanej kolendry
płaska łyżeczka soli morskiej
skórka otarta z całej cytryny
pieprz
cebula, zmielona na grubych oczkach
łodygi z połowy pęczka pietruszki, zmielone razem z cebulą
nadzienie dokładnie wymieszałam i upchnęłam starannie do dwóch kurczaków (zostało na jeszcze jednego); dziurę zaszyłam, kupioną specjalnie do wyrobu wędlin, nitką; roztopiłam
masło z solą pieprzem i tymiankiem i porządnie natarłam nim kurczaka; ułożyłam go w naczyniu żaroodpornym, "na cyckach";), zaginając skrzydełka, tak, żeby za bardzo nie wystawały, bo się spalą! w tej pozycji piekł się godzinę, w rozgrzanym do 200 st piekarniku (opcja góra dół na środkowej półce); po tym czasie odwróciłam go cyckami do góry i przez 40 minut obserwowałam jak zmieniał się w złoty przysmak;)
polenta to nietradycyjny dodatek do dania głównego:)
200 g kaszki kukurydzianej ugotowałam w litrze osolonej wody (tak długo, aż wchłonie całą wodę); rozłożyłam na blasze, a kiedy była zimna, wycięłam prostokąty, które usmażyłam na wytopionym, z wędzonego boczku, tłuszczu; 
całość podałam z kapustą pekińską wymieszaną z morelowym sosem (łyżka konfitury morelowej, łyżka majonezu, łyżka ulubionego octu balsamicznego, sól do smaku
smacznego :)

niedziela, 24 marca 2013

malinowy torcik z kruchym spodem - deser na nudną zimę:)

to jest mój ulubiony deser, od ulubionego Jamiego, z ulubionych malin i ulubionego mascarpone:)
gdyby nie akcja LATO, zjadłabym cały! a może LATA też nie będzie?
tfuj, nie kracz babo!

przygotowałam go razem z Młodym:) 
udało mi się, nawet, oderwać go od FIFA, gdzie ciągle, tak przynajmniej się tłumaczy, uprawia jakąś menadżerkę; mam nadzieję, że wyrośnie z niego lepszy trener niż Fornalik! 
w każdym razie Wiktor też uwielbia ten deser, okazało się, że Jasiu też uwielbia ten deser i mąż też uwielbia ten deser (choć woli bez skórek);
przed snem stwierdził, że jutro wcześniej zaparzy kawę, zje słuszny kawałek, bo jak wstaną chłopaki to już nie zdąży;)


przepis jest prosty, jak gra w piłkę nożną - połączyć sekcje (produkty), dobrze podać (odpowiednio schłodzić)) i strzelić na bramkę (wpuścić do żołądka) - można? można:)

200 g herbatników digestive ((klik)
100 g płatków owsianych
150 g masła
500 g mascarpone (w oryginale 600 innego, białego sera)
300 g śmietany kremówki
150 g drobnego cukru
łyżeczka pasty waniliowej
skórka otarta z połówki cytryny i pomarańczy (można bez, jak kto lubi)
250 g mrożonych malin
3 płaskie łyżki cukru


płatki owsiane prażyłam na suchej patelni, aż zaczęły brązowieć; herbatniki, Wiktor, pogniótł kulą do ugniatania ciasta (można też włożyć do woreczka i rozwałkować); ciastka z pokrojonym w mniejsze kostki masłem dodałam do płatków i skrupulatnie wymieszałam;
przełożyłam do wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 23 cm, docisnęłam, wyrównałam i wystawiłam na mróz! 23 marca! 
Syn ubił śmietanę, ale nie "na sztywno"; w drugiej misce zmiksował serek z cukrem, wanilią i skórkami, a kiedy masa była jednolita, pomogłam mu, dokładając, w dwóch partiach, śmietanę, która przypominała łagodne, śnieżne pagórki;)
masę serową przełożyłam na spód, który "ściągał się" pół godziny (w normalnych okolicznościach przyrody, potrwałoby to znacznie dłużej); 
całość chłodziłam tak długo, jak mogłam, cztery godziny (może się chłodzić nawet przez noc, ale nie na mrozie); godzinę wcześniej wyjęłam maliny, a kiedy torcik był już na "tapecie", zgniotłam je widelcem, z cukrem, i wyłożyłam na serową masę;






3 sekcje, a każda inna, bez siebie nie istnieją:) 







sobota, 23 marca 2013

czarna polewka dla piłkarzy - schab dla kibiców...

panierowany schab z kością i zasmażana kapusta to obiad, który uwielbiają Polacy:)

Polacy uwielbiają też piłkę nożną, a nie powinni, bo to jedyna dyscyplina na świecie, na którą nie mają wpływu!!!

szlag mnie trafia, kiedy, pełni nadziei, koledzy męża zasiadają przez telewizorem, zestaw kibica leje się obficie i z każdą minutą rzedną im miny! jedni, bardziej naiwni, komentują porażkę z nadzieją na wygraną w kolejnym meczu; inni, bardziej narażeni, tłumaczą porażkę pechowym miejscem spotkań; jeszcze inni, wiarołomni, odpuszczają mecz i zaczynają dyskusje nie w temacie piłki...


powinnam ugotować pseudopolakom z zielonej trawki, za dwie i pół bańki, czarną polewkę! 
niech sobie grzeją ławy na tak zwanym zachodzie i przestaną czarować i tak już zmęczonych zimą Polaków:(
kapuścieją im łby, a my, niestety, ciągle karmimy się tą głupotą!


proszę zasiąść ze mną do stołu, opuścić lożę nieetycznych rozgrywek, zapomnieć na chwilę o niekończącej się rywalizacji z sąsiadami zza miedzy i zjeść polskiego schaboszczaka z zasmażaną kapustą, trochę po ukraińsku, bo to moja wariacja;)


potrzebowałam świeży kawał mięcha z wieprza, opcja z kością i odpowiedniego rzeźnika, który równo rąbnie 3 kotlety
grubo zmielony pieprz
sól morska
2 łyżki masła klarowanego
bułka tarta
kilka gałązek świeżego tymianku
1 jajko
puszka winnej kapusty kiszonej z Lidla - to moje kolejne odkrycie:)
kilka nasion kopru włoskiego 
płaska łyżeczka kminu
1 średnia cebula, pokrojona w kostkę
olej rzepakowy do smażenia
odrobina białego wina

rozbiłam mięso, trzymając za kostkę, posoliłam, popieprzyłam i odstawiłam do "szatni"; 

cebulę podsmażyłam na 2 łyżkach oleju (raz podlałam ją winem), dodałam pół puszki kapusty, kmin, roztarte w moździerzu nasiona kopru, trochę posoliłam i smażyłam tak długo i w tak wysokiej temperaturze, aż kapusta zaczęła, nie każda, brązowieć; czas na schaby...
do bułki tartej dodałam pokrojony tymianek; na patelni rozgrzałam masło, jajko porządnie roztrzepałam... trzymając za kostkę, zanurzałam mięcho w "rozbitym" jajku, potem w bułce... 
zdarza się Wam, że panierka odpada? 
mam dwa sprawdzone sposoby, żeby trzymała się "zespołu" i wyszła z grupy: tłuszcz, na którym smażę, musi być dobrze rozgrzany, a panierka dociśnięta ręką, dwukrotnie, z każdej strony;
ot i cała filozofia - czy polscy piłkarze zrozumieli aluzje? wątpię, wszystko co potrafią docisnąć to własne kontrakty, a rozgrzane mięśnie mają tylko podczas masażu!!!

przewidziałam piątkową przegraną, przewidziałam sobotni obiad - szkoda, że z taką łatwością, nie przewiduję wygranych w totka...
właściwie przewiduję - nie gram, bo nie wygrywam;)

może wiosna pije z zimą? - rosół na kaca;)

martwię się, że wiosna "zabalowała", z zimą, na dobre:(
a jeśli dobrze się razem bawią i nie chcą dopuścić do kaca, to może przekonam ją rosołem?
kilka ciepłych bulionówek, wsparcie okoliczności przyrody i mogłaby wpuścić czysty "oddech" w zniecierpliwione rośliny, ptaki, no i ludzi, oczywiście;)
rosół wyszedł bardzo aromatyczny, ale jaskółki nie przyfrunęły... 
no cóż, może przepis przyda się, choć, dzisiejszym jubilatom i jutro zamiast "przeganiać" piwem alkoholową udrękę, zdecydują się na lepsze i zdrowsze rozwiązanie;)
rosół z kaczki z sacchettini z truflami i ricottą  - to też pomysł na świąteczną zupę:)
pół kaczki
4 żółądki z kaczki
średni seler
3 średnie marchewki
2 łodygi selera naciowego
średni korzeń pietruszki
zielona część pora
kilka gałązek zielonej pietruszki
4 ziarna ziela angielskiego
2 liście laurowe
1 łyżka soli morskiej
2 suszone papryczki chili (ja używam malutkich o 2 cm długości)
świeżo mielony pieprz
1 opakowanie sacchettini (z Lidla, ale możecie wybrać inne, ulubione sakiewki)
podstawy gotowania rosołu podałam w przepisie na potrawkę z kurczaka, a ponieważ filozofia jest ta sama, to pozwolę sobie, zainteresowanych, odesłać do tego miejsca (klik);

sakiewki ugotowałam zgodnie z instrukcją na opakowaniu; ostry, korzenny albo inny leśny zapach, który uwalniał się z farszu był prawdziwym lekarstwem na zimowe rozdrażnienie:)
ułożyłam po kilka sakiewek w głębokim talerzu i zalałam gorącym rosołem - to był dopiero CZAD AROMAT! resztę sakiewek zapiekę z pomidorami i sosem beszamelowym, na kolację;)
pani Wiosno i wszyscy potrzebujący, zapraszam do stołu:)

piątek, 22 marca 2013

babka Savarin - nawet z ponczem nie zastąpi wiosny

...babka Savarin...
wygląda pięknie, choć Babette nie byłaby ze mnie dumna:( 
mimo, że intuicja podpowiadała inaczej, nie posłuchałam "syczącego" głosu... wyssssstarczy, wyssssstarczy, wyssssstarczy! lałam, lałam no i przelałam:(




podam przepis, bo ograniczając nasączanie, jestem pewna, że będzie idealna:)
nazwę, babka, zawdzięcza francuskiemu prawnikowi, który był wspaniałym gastronomem i smakoszem:)
podaje się ją na dwa sposoby, pierwszy podam dzisiaj, kiedy to przesączyłam całość ponczem i drugi, kiedy otwór napełnia się bitą śmietaną i polewa syropem wiśniowym - tutaj nic nie można skopać;)

przepis zaczerpnęłam ze strony Słodkie Fantazje - zmieniam jednak, absolutnie, proporcje ponczu!


20 g świeżych drożdży
4 łyżki letniego mleka
2 szklanki mąki (300 g)
20 g cukru
pół łyżeczki soli
4 jajka
140 g masła

masło roztopiłam i ostudziłam; drożdże roztarłam z łyżeczką cukru, mlekiem i łyżką mąki, przykryłam lnianą ściereczką i odstawiłam w 
ciepłe miejsce; w dużej misce wymieszałam 
przesianą mąkę z cukrem, zrobiłam wgłębienie i wlałam roztrzepane jajka i rozczyn drożdżowy; wyrabiałam ciasto, mikserem z odpowiednimi końcówkami, tak długo, aż zaczęło się odklejać od ścianek miski; odstawiłam w ciemne, ciepłe miejsce ( i nie była to piwnica), a kiedy podwoiło swoją objętość, "walnęłam" je pięścią i dolewając, partiami, masło wyrobiłam, też mikserem, sprężyste, lśniące ciasto, które przełożyłam do, wysmarowanej masłem, formy z kominkiem ( czynność powtórzyłam dwa razy, zgodnie ze wskazówkami ze strony);
uformowałam ciasto wilgotną dłonią i zostawiłam do wyrośnięcia (efekt widoczny na zdjęciu); piekłam przez 20 minut w 180 st (góra dół); wyjęłam z piekarnika po kilku minutach (nie opadło) i ustawiłam na kratce; powinnam studzić przez noc, ale była taka apetyczna, że zniecierpliwiona zaczęłam ją nasączać prawie od razu;

poncz z przepisu to mocne nadużycie:( 
zmniejszam proporcje, bo z oryginalnych utopiłam babę w bądź co bądź pysznym syropie... 

250 ml wody
125 g cukru
łyżeczka skórki otartej z cytryny
łyżeczka pasty waniliowej
4 łyżki rumu (użyłam Bacardi)

zagotowałam wodę, dodałam cukier i poczekałam aż się rozpuści; gotowałam kilka minut, zestawiłam z płyty, dodałam pastę, skórkę i rum;
gorącym ponczem polałam, jeszcze ciepłą, babę (przetrząsnęłam neta i jestem prawie pewna, że powinnam była poczekać do rana), ale to, że poncz musi być gorący to prawda absolutna:)
kiedy nadmiar płynu spływał na tacę, przygotowałam pomarańczową glazurę:


2 pomarańcze
kieliszek rumu
kieliszek pomarańczowego likieru
pół szklanki cukru
2 łyżki wody

na suchej patelni podgrzałam cukier, dodałam wodę i sok z 1 pomarańczy; po chwili dolałam alkohole i odparowałam zawartość do konsystencji syropu; w syropie, na chwilę, zanurzyłam plasterki z drugiej pomarańczy; 
zimną i odsączoną babkę Savarin polałam cudownie aromatyczną glazurą... 

nie poczekam do Świąt, choć mogłabym, bo tak jak wszystkie baby i ta, im dłużej na nią patrzysz, tym lepiej smakuje;)

środa, 20 marca 2013

pieczony naleśnik z brzoskwiniami - może być jutro na śniadanie?

zaczął się okres "de Lux" to "papa" mi się cieszy:) 
gdzie indziej mogłabym tak poszaleć, na zakupach, jak nie w Lidlu;)
tanio, szybko, dużo:) nie wierzycie? kupiłam krewetki (klik), które były inspiracją do poprzednich Świąt, olej sezamowy, który dodam do zup, makarony do ulubionych sosów, wołową, włoską szynkę do kieszonek z sałatką coleslaw, masło z solą morską - absolutny hit do krewetek!

wyjechałam z całym koszem, a zapłaciłam tylko trzy stówy, w tym były: pojemniki do ciast, blender w prezencie i... brzoskwinie w słoiku, które były inspiracją do kolejnego, aromatycznego i energetycznego śniadania:)


pieczony naleśnik z brzoskwiniami i włoskimi orzechami posypany cukrem pudrem, to wynalazek, który zachwycił mnie przede wszystkim w piekarniku! boki rosły niewspółmiernie do reszty i przypominały... górskie masywy:) nieregularne, wysokie i niskie pagórki, w różnych kolorach - wspaniały widok, ale smak wcale nie gorszy:)


porcja na 1 naleśnika, choć "mniejszy" Chłopak, żałował, że wybrał pieczone kiełbaski;)




2 jajka
pół szklanki mleka (tłustego)
pół szklanki mąki (tej samej szklanki)
2 łyżki cukru wanilinowego
2 łyżki soku z brzoskwiń
odrobina masła do wysmarowania naczynia
3 połówki brzoskwiń w zalewie waniliowej




wszystkie składniki wymieszałam trzepaczką; ważna jest kolejność: najpierw jajka z mąką i cukrem i dopiero, do tak roztartej masy, dolewałam mleko (filozofia nie bez podstaw, bo wtedy dokładnie wiem, ile mleka muszę dolać, żeby masa naleśnikowa miała konsystencję kwaśnej śmietany);
przelałam masę do naczynia i piekłam w 200 st (góra dół) przez 20 minut (piekłabym dłużej, tak cudownie wyglądała ta metamorfoza, ale spalone góry w piekarniku to nie to samo, co spalone góry słońcem;))
gorącego naleśnika posypałam cukrem pudrem, na środku, spiralnie ułożyłam pokrojone w plasterki brzoskwinie i dorzuciłam orzechy:)



trzymając w dłoniach, nie używając sztućców, nie dzieląc się z nikim - pożarł naleśnika w 3 sekundy;)



poniedziałek, 18 marca 2013

tosty w migdałowej panierce - śniadania, osobny rozdział:)

wyodrębniłam stronę "śniadania" (u góry, na pasku, po lewej stronie), na której będę umieszczała zdjęcia i linki do przepisów z bloga; podobnie zrobię z obiadami, deserami, zupami... 
trochę to potrwa, bo muszę "podłubać" w przepisach, ale nie mam wyjścia, bo nawet ja zbyt długo szukam "zguby";)
a skoro zaczynam "błądzić", a jednym z powodów dla których postanowiłam pisać bloga, to uporządkowanie "bałaganu" w głowie, notatkach, szufladach, to muszę się usprawnić:)

zaczęłam od śniadań, bo, jak już wielokrotnie wspominałam, naprawdę uważam, że to najważniejszy posiłek w ciągu dnia:)
szczególnie teraz, kiedy pogoda jest zmienna i tracimy naturalną odporność, nie tylko fizyczną, potrzebna jest odpowiednia dawka energii!
dlaczego nie mamy jej czerpać z ciepłego, aromatycznego (smażone migdały pachną obłędnie) i wspólnego śniadania? 
razem przetrwamy ten nibyjaki okres, byle do wiosny:)

kilka pomysłów już "przepisałam", dzisiaj dorzucę kolejny;
pieczywo tostowe w migdałowej panierce - 10 minut i jest alternatywa dla płatków i zimnego mleka;) 
4 kromki pszennego pieczywa tostowego (ostatnio kupiłam podwójną paczkę "US TOST" w Carrefour, i gorąco polecam, nawet na kanapki do szkoły)
1 jajko
50 ml mleka
2 łyżki masła
100 g zmielonych migdałów 

jajko roztrzepałam z mlekiem; na patelni rozgrzałam masło (nie więcej niż 5 na płycie, bo spali się i masło i pieczywo); zanurzyłam tosty w roztrzepanym jajku, na bardzo krótko, z każdej strony, później w migdałach i smażyłam przez kilka minut z każdej strony, aż były złociste:)
trwało to może 10 minut, a zgadnijcie w ile minut był w kuchni;)

niedziela, 17 marca 2013

pieczone owoce na śniadanie - wyciągam śpiochów z łóżka:)

zapiekłam śliwki, gruszki i jabłka... wybierzcie ulubioną wariację:)
podium, u dwóch, startujących w śniadaniowej konkurencji, zawodników, wyglądało dokładnie odwrotnie; 
Wiktor zawsze stawia na pierwszym miejscu zapiekane jabłka z cynamonem, później śliwki, a na końcu gruszki; 
odwrotnie jest z surowymi owocami; za jabłkami nie przepada, za to śliwki i gruszki wciąga "nosem";)

taka przewrotność, którą uwielbiam w gotowaniu:)


podobnie ma z pomidorami, surowe mogłyby nie istnieć, ale bez nich nie mogłabym mu ugotować ulubionego kremu, spaghetti alla puttanesca czy sosu do pizzy;)

Sebastian stwierdził, że po gruszce, która była na drugim miejscu, długo było puste miejsce i dopiero daleko, za podium, były jabłka... 

nie zauważyłam tych różnic w trakcie jedzenia, bo, co się bardzo rzadko zdarza, zjadł prawie wrzące tarty i to dobrą chwilę przed Wiktorem;)

to też taka przewrotność, tylko w życiu - tą lubię mniej...

słodkie mini tarty mogą być deserem, śniadaniem, kolacją, obiadem - wybierzcie owoce, porę dnia i zaproście do stołu każdego, bo nie znam nikogo, kto nie zwącha tego aromatu;)


1 opakowanie, schłodzonego ciasta francuskiego z Lidla
3 śliwki 
1 gruszka
1 jabłko (najlepsza szara reneta)
kilka złotych rodzynek
cukier trzcinowy do posypania każdej warstwy owoców
masło do wysmarowania każdej tarty

naczynia wysmarowałam masłem (NIE CIERPIĘ TEGO) i wykleiłam nierozwałkowanym ciastem, dociskając tylko brzegi; owoce umyłam, osuszyłam i obrałam ze skórki (śliwkom zostawiłam, ale wyjęłam pestki); każdy z owoców pokroiłam w drobne plasterki i układałam na cieście w spiralę; każdą warstwę posypałam cukrem, a jabłka dodatkowo cynamonem; 




trzy tarty piekłam 35 minut, w piekarniku na środkowym poziomie, z opcją góra dół w 190;

w tej wariacji, ja też wybieram śliwki...:)

przetrwać do wiosny - owocowe śniadanie:)

wiosna była, ale się zmyła! śnieg i mróz, a ja mam ochotę na owoce i świeże warzywa...
trochę sobie poprawiłam humor, ale do euforii i wiosennych roztopów jeszcze daleko:(
pamiętając, że śniadanie musi być królewskie, szukam pomysłów nie tylko na wyjątkowe smaki; 
dzisiaj wyczarowałam kompozycję z dostępnych w Lidlu owoców (wczoraj też było kolorowo i na słodko) i powstał przepyszny i cudnie wyglądający - zapiekany, waniliowy naleśnik z bananem, malinami i borówkami:)


proste danie na leniwe, niedzielne śniadanie przygotowałam w naczyniu do tarty (około 25 cm średnicy), a wykorzystałam to co było pod ręką:
Lidl - bardziej pod nogą, ale raptem 10 kroków;)
a z Lidla:
opakowanie borówek
opakowanie malin
1 banan
4 jajka
pół szklanki tłustego mleka
nie z Lidla
szklanka mąki pszennej
opakowanie cukru wanilinowego;) puszczam oko do tych, którzy używają waniliowego;)
szczypta soli
150 g waniliowego serka homogenizowanego 
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
łyżka masła
łyżka cukru pudru
jajka ubiłam z cukrem do "białości"; dodałam przesianą mąkę, serek, mleko, sól i staranie połączyłam;
tartę wysmarowałam masłem i wlałam masę; piekłam w piekarniku nagrzanym do 200 st przez 30 minut (góra dół); wyjęłam z piekarnika i po chwili posypałam cukrem pudrem, wokół ułożyłam plasterki banana, do środka wsypałam maliny, a borówkami przyozdobiłam całość:)
śpiochy powyłaziły z łóżek, zajrzały do pieca, rozsiadły się przy stole i... 
wiosna na talerzu zniknęła w 3 sekundy:)

wtorek, 12 marca 2013

klasyczne pancakes - 25 razy mniam:)

obiecałam i są:)
próbowałam dwa razy i dwa razy było dużo radości:)
pierwszy raz w niedzielę, na śniadanie; Wiktor miał Gościa, który ma dość wysublimowane podniebienie i ze wszystkich placków najbardziej lubi tosty;) tym razem było inaczej i zjadł 7 sztuk! nie zrobił tego dla mnie, a to też potrafi, potrafi też z szacunku do pracy - cytując, kolejny raz, zaniedbaną towarzysko koleżankę! tym razem zjadł, bo mu smakowały! Wiktor zjadł 15!



drugi raz był wieczorem, kiedy odwiedził nas mój najmłodszy Sąsiad i nie dość, że zjadł kilka, to jeszcze sam przygotował ciasto:)

pancakes ze śmietaną i cynamonowym cukrem pudrem - sprawdzony przepis ze strony KUKBUK - z wielką przyjemnością polecam na ciepło, na zimno, suche, ze śmietaną, z cynamonowym cukrem pudrem, z czym bądź:)


następnym razem spróbuję z syropem klonowym i będę miała prawdziwe, klasyczne śniadanie, po amerykańsku;)


porcja na 25 placuszków

300 g mąki pszennej
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
40 g drobnego cukru
1 jajko
300 ml mleka
łyżka pasty waniliowej (dodałam od siebie, bo wanilia jest dobra na wszystko)
200 g jogurtu naturalnego/kefiru/maślanki
75 g stopionego i ostudzonego masła
50 ml oleju z pestek winogron lub innego bezzapachowego




jajko, mleko, masło i jogurt ubiliśmy na jednolitą masę, do której dodaliśmy przesianą mąkę, proszek i cukier; tak przygotowaną masę, dużą, stołową łyżką, już sama, nakładałam na rozgrzaną (5 na płycie) patelnię, którą wcześniej smarowałam, pędzelkiem, olejem z pestek winogron; 



placuszki smażyły się błyskawicznie, po minucie z każdej strony, dlatego nie mogłam nawet na krok odejść od patelni; Wam też radzę jej pilnować, jeśli nie z tego, to z powodu łakomstwa, które wyziera z oczu dużych Sąsiadów, też;)

smacznego, naprawdę smaczne, go:)

poniedziałek, 11 marca 2013

pate z kurzych wątróbek - posmaruj ulubioną kromkę:)

pierwszy raz zobaczyłam reklamę tej strony w kinie;
"Django" to był ten pierwszy, "Wróg nr 1" drugi, trzeci raz na "Mama i ja" i to już był ten ostatni, kiedy pozostałam obojętna;)
strona, z którą gotowałam w weekend nazywa się KUKBUK i... lubię ją:)
w weekend wypróbowałam dwa przepisy na najbardziej proste dania (to mój sposób na test z gotowania) i oznajmiam wszem i wobec, że proporcje są idealne!
sama, bardzo często, piekę pasztety i smażę placki i oczywiście pozostanę wierna tym przepisom, ale te, którymi dzisiaj się podzielę, są kolejną wariacją sprawdzoną i z zachwytem przyjętą przez Chłopaków:)
duży Chłopak, z chorą nogą, zachwycił się pate z kurzych wątróbek, mały Chłopak, z kolegą, zachwycił się klasycznymi pancakes:)
dlaczego wybrałam akurat te przepisy? bo stale szukam inspiracji na wyjątkowe śniadania, choć paszteciki z żurawiną i pomarańczową konfiturą mogą też być wyjątkową przystawką...

zacznę od tego przepisu (przepis na placuszki, iście amerykańskie, w osobnym wpisie), bo wzbudził moją ciekawość na każdym etapie, zaczynając od listy składników na temperaturze pieczenia kończąc; niecierpliwiłam się i wątpiłam w efekt końcowy...
niepotrzebnie, bo smak, konsystencja i aromat pate były domową wersją francuskiego pasztetu dostępnego w sklepach:)
mama stwierdziła, że to francuska wersja "wątrobianki" i nie wiem czy Was to przekonuje, ale jak mama "mówi" o jedzeniu i jeszcze znajduje porównania, to musi być zachwycona;)
400 g wątróbek kurzych
mleko, w którym moczymy wątróbki (około szklanki)
2 łyżki masła
1 cebula
kilka gałązek świeżego tymianku - w oryginale był rozmaryn, ale jak zwykle w Toruniu posucha, kiedy "zioło" potrzebne;)
0,25 ml koniaku
6 żółtek
200 ml śmietanki 30%
150 ml mleka 3,2%
płaska łyżeczka morskiej soli
świeżo mielony pieprz
wątróbkę oczyściłam z błon i zanurzyłam na godzinę w mleku (ilość mleka zależy od naczynia); na maśle podsmażyłam drobno posiekaną cebulę; kiedy byłą szklista dodałam wątróbkę, a po 3 minutach koniak i smażyłam jeszcze 4 minuty (zgodnie z zaleceniami); przełożyłam zawartość patelni do miski, dodałam listki tymianku (bez gałązek), sól i pieprz i zmiksowałam blenderem; w drugiej misce, większej, ucierałam żółtka i malutkimi chlustami dodawałam zagotowaną śmietanę z mlekiem (płyn był gorący) nie przerywając ucierania; masa była rzadka i to było kolejne zaskoczenie, ale uznałam, że żółtka zrobią swoje w trakcie pieczenia:) do masy jajecznej przełożyłam zmielone wątróbki i jeszcze raz wszystko zmiksowałam; przelałam masę do 7 kokilek wysmarowanych masłem i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do, UWAGA, 115 stopni; piekłam przez godzinę, a po wystudzeniu część posmarowałam pomarańczową konfiturą (klik), a część żurawiną; 
paszteciki przez noc czekały na balkonie, a rano były francuskim początkiem polskiej, zimowej niedzieli;)

sobota, 9 marca 2013

zamiast kwiatów wręczam hamburgera - fast zjedzony, slow robiony:)

w Dzień Kobiet, kobietom, można wręczyć goździki, można wręczyć tulipany, można też wręczyć odkurzacz, żelazko... można wręczać, bez końca, wszystko, bo kobieta uwielbia dostawać;) to czego nie uwielbia, też dostaje;)
ja mam dzień kobiet codziennie, bo codziennie czuję się obdarowana, jak nie jednym to drugim, ale zawsze czymś:) nie zawsze dostrzegam wszystkie prezenty, ale potrafię za nie podziękować, nawet po latach...
dzisiaj, ja, kobieta blogerka, wręczam wszystkim kobietom, tym gotującym i tym "odsyłającym", tym które mają w domu małych i tym , które mają w domu dużych, Facetów fastfoodowców, hamburgera, który z fast miał tylko zjadanie, bo w przygotowaniu był na pewno slow:) 
robiłam go z Okrasą, bo takie miał życzenie Mężczyzna, który na Dzień Kobiet wręczył mi bukiet ulubionych tulipanów, swoje towarzystwo i film "Mama i ja" - mamę zagrała Barbra! 
nie będę pisać o filmie teraz, bo zrobię to przy okazji steka, na którego przyszła mi ochota, kiedy Joyce (filmowa mama), zjadła "pół krowy"!;))) 
zacytuję tylko fragment:
- "mamo, dlaczego ciągle mnie karmisz?" - spytał Andy (filmowy syn)
- "to proste, kto karmi ten kocha" - odpowiedziała...


hamburger, jak każde mięso z woła, zależy od woła;) jeśli kupicie te garmażeryjne, mięsopodobne, zalecane przez Okrasę "nitki" w Lidlu, to robicie fast fooda na własną odpowiedzialność! 

czwartek, 7 marca 2013

do trzech razy sztuka - trzy mini tarty i wszystkie na podium:)

pisałam już wcześniej, że nie jadam kolacji, późnej kolacji, ale pisałam też, że ją przygotowuję, mimo, że wracam późno i jestem cholernie zmęczona!
bywały dni, że wyręczał mnie mąż, ale teraz, kiedy "padł" ofiarą tańca z ulubioną bratanicą, nikt mnie nie zastąpi!
...zaczynam się krzątać, przestaję "jęczeć", zmęczenie znika, zapach przenika, przyciąga ulubione Towarzystwo:)
tarty, a właściwie ich aromatyczne nadzienie, co prawda na chwilę, ale oderwały Kibica od Realu Madryt, który jeszcze wtedy przegrywał 0:1!
Ramos "samobójca", matka się grzebie z kolacją... emocje głodnego i złego Kibica to duże ryzyko;)
wygrać można tylko taką wyżerą:)
do trzech razy sztuka to mini tarty, a każda w innym smaku:)
i choćby było ich ze czterdzieści, sama nie wiem jak, ale i tyle, pewnie by zmieścił;)
do przygotowania 3 krążków użyłam jednego opakowania, schłodzonego, ciasta francuskiego; wycięłam 3 krążki (większe o 2 cm od naczynia na tartę) i rozwałkowałam tylko boki;  wysmarowane masłem naczynia, wyłożyłam ciastem, brzegi docisnęłam;
wszystkie tarty piekłam 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 200 st bez termoobiegu;
tarta na francuskim spodzie z chorizo, tymiankiem i cebulą
1 kiełbaska chorizo
1 średnia cebula, posiekana w bardzo cienkie półksiężyce
4 gałązki świeżego tymianku
sól
oliwa z oliwek
na łyżce oliwy zeszkliłam posoloną cebulę, dodałam listki tymianku i wystudziłam; przełożyłam cebulowy farsz na spód tarty i ułożyłam cieniutko pokrojone plasterki chorizo; czekała na następne;)
tarta z puszystym musem pomidorowym, prosciutto i mozzarellą
1 kulka mozzarelli
2 plastry szynki prosciutto
puszka całych pomidorów, bez skóry
pół pęczka bazylii i kilka gałązek tymianku
1 duży ząbek czosnku
pół łyżeczki morskiej soli
łyżka owocowego octu winnego
świeżo zmielony pieprz
wszystkie składniki zmieliłam blenderem, oprócz sera i szynki, of course;) przełożyłam do rondla i odparowałam wodę (gotował się około 15 minut); wystudziłam i przełożyłam na dno tarty (mam zapas na jeszcze 3); pokrojoną w plastry mozzarellę ułożyłam spiralnie, a jej środek ozdobiłam plastrami włoskiej szynki;
tarta ze szpinakiem, serem gorgonzola i krewetkami
100 g ugotowanych krewetek królewskich
porządna, męska garść świeżego szpinaku
ser gorgonzola picante
kilka kropel soku z cytryny
odrobina masła
odrobina soli morskiej
opłukany i osuszony szpinak poddusiłam minutę na maśle, posoliłam i dodałam sok z cytryny; zimny przełożyłam na spód tarty, przykryłam spiralnie ułożonymi krewetkami, które przykryłam kawałkami sera;
największą nagrodą dla kucharki jest smacznie zajadający biesiadnik, największą nagrodą dla matki jest zdrowy, najedzony i dumny Syn;)
postarałam się, bo tego dnia przekroczyłam kolejną magiczną granicę - ponad 20 000 tys wejść na stronę:)
teraz jest dokładnie 20 848 - dziękuję:)
smacznego oglądania i gotowania...