Nie ma dnia, żeby ktoś, coś, nie inspirowało mnie kulinarnie. Wytworzyłam w głowie bardzo przydatny schemat "szafy". Nieskończoną ilość szuflad, w których przechowuję przepisy, zdjęcia, informacje, wrażenia. Fragmenty rozmów, pomysły na kolejny post, archiwum z wakacyjnych podróży. Najczęściej korzystam z nich na zakupach. Otwieram kolejno i grzebię tak długo, aż odszukam zagubioną myśl, strzęp, cudzysłów. Taki mechanizm sprawia, że czuję się bezpiecznie na swoim kulinarnym podwórku. Głowy nie tracę, sama się nie ograniczam, nie boję wyzwań, eksperymentuję. Co ryzykuję? Tylko kolejne odkrycie. Właśnie tak było, kiedy obejrzałam odcinek z Chełmna, łamiącego przepisy Karola. Zapamiętałam hasło "racuchy z soczewicy", a reszta odgrzebała się sama. Nie można popełnić błędu, kiedy dopasowujemy przepis do swojego smaku, pominiemy składnik czy dodamy coś od siebie. To jest własnie kwintesencja kuchni, jej sedno. Pole, na którym ciągle możemy odkryć coś dla siebie. Nie wolno nam się ograniczać zaawansowaną techniką, nieprzystępnym produktem czy brakiem doświadczenia. Każdy może stworzyć swoją szafę. Nawet jeśli nie w głowie, to korzystać z pomysłów innych, dobrych praktyk sąsiada, warsztatów znanych kucharzy czy choćby mojej strony na facebooku, gdzie codziennie podrzucam nowe inspiracje. Dzielę się pomysłami na śniadania. Ciepłe, energetyczne, proste, ale i takie, które wymagają odrobiny fantazji. Zdradzam łatwe i pożywne przepisy na kremowe zupy, które uwielbiamy, a w których tak łatwo przemycić skończoną ilość warzyw. Otworzyłam też nowy cykl na moje patenty, które ułatwiają życie w kuchni, nawet bardzo doświadczonym kucharzom.
Radość przychodzi, kiedy przepis zaczyna żyć swoim życiem. Kiedy miłosna wędrówka po targach, stosach książek, czasopismach i blogach kończy się na talerzu. Kiedy rodzina, znajomi, czytelnicy, nie kryją zadowolenia, a wdzięczne pomruki, przy stole, nigdy nie milkną.
Bardzo chętnie korzystam z życiowych pasji innych ludzi, tych, którzy lubią się dzielić swoimi odkryciami, nie tylko kucharzy. Wy skorzystajcie z moich, a ja dzisiaj z Okrasy. Przepis zawiera większość składników, których użył Karol. Zmieniłam tylko proporcje.
Składniki na 12 racuszków:
szklanka zielonej soczewicy (w oryginale 400 g)
pół słoiczka (takiego od musztardy) suszonych pomidorów, w oleju( w oryginale 70 g)
2 ząbki czosnku, w cieniutkie plasterki
1 cebula, w drobną kosteczkę
1 jajo
sól
pieprz
pół łyżeczki cynamonu
płaska łyżeczka suszonego tymianku
2 łyżki siemienia lnianego
2 łyżki mąki pszennej (w oryginale razowa)
płatki owsiane do panierowania, opcjonalnie
olej rzepakowy do smażenia
Soczewicę namoczyć 10 minut, potem ugotować w podwójnej ilości wody, około 20 minut. Przelać na durszlak i pozwolić jej odparować. Pomidory pokroić w drobną kostkę, dodać z pozostałymi składnikami do soczewicy, wymieszać i odstawić na minimum pół godziny (Karol smażył od razu). Na dużej patelni rozgrzać olej. Łyżką nabierać farsz, formować kulki, obtoczyć w płatkach (można śmiało pominąć). Spłaszczyć dopiero na patelni. Smażyć na złoty kolor, około 4 minuty z każdej strony.
Wcześniej przygotować sos cebulowy:
2 cebule, w kostkę
150 g kwaśnej śmietany 18%
70 g masła
2 łyżki miodu lipowego
suszony tymianek
1 ząbek czosnku, przeciśnięty
około 100 ml białego, półsłodkiego wina (Karol użył miodu pitnego)
Na rozgrzanym maśle dusić cebulę z czosnkiem, około 5 minut. Jak zacznie się szklić dolać wino, miód, przyprawy i gotować, na bardzo małym ogniu, około 20 minut. Na koniec dodać śmietanę.
Dodatkowo:
3 filety z pstrąga łososiowego lub inny filet z ryby
łyżka klarowanego masła
łyżka posiekanego kopru
Posoloną i natartą koprem rybę usmażyłam na klarowanym maśle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)