Narobiłam ich tyle, że wystarczyło na trzy dni. W pierwszej odsłonie z duszonym szpinakiem, posypane słoną fetą, smakowały obiadowo. W drugiej, odgrzane na suchej patelni, z plastrem manchego, świeżym pomidorem i liściem sałaty podałam Starszemu na kolację. Zapiekane z plastrem camemberta, polane gęstym jogurtem, zjadłam w porze lunchu, w pracy. Wszystkie trzy opcje smakowały tak dobrze, że zamroziłam, po raz pierwszy, surową dynię. Mam nadzieję, że w zimowe, ponure dni, uda mi się odtworzyć ten lekki, ale kompletny posiłek. Inspirację czerpałam z bloga Joli.
Składniki na 15 kotlecików:
Składniki na 15 kotlecików:
800 g obranej dyni, bez skóry
250 g ugotowanej komosy ryżowej, na sypko
100 g pokruszonej fety lub startego gruyera
2 małe jajka
10 liści świeżej szałwii, drobno pocięte
1 łyżka posiekanej natki
świeżo mielony pieprz
biała część pora lub 1 cebula, w kostkę
1 duży ząbek czosnku, w plasterki
60 g prażonych pestek dyni, zmielonych
szczypta cynamonu
szczypta kuminu
szczypta gałki muszkatołowej
sól (pominąć dla dzieci)
1 łyżka oliwy
do podania:
feta lub camembert
Dynię zetrzeć na grubej tarce i zostawić na sitku. Rozgrzać łyżkę oliwy i poddusić por, pod koniec dodac czosnkek. Ostudzić. Dynię przełożyć na podwójny ręcznik papierowy i mocno odcisnąć z nadmiaru wody. Wszystkie składniki wymieszać w dużej misce. Rozgrzać piekarnik z termoobiegiem. Formować kotleciki (ja użyłam metalowego krążka) i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Piec 15 minut z każdej strony. Podałam na duszonym szpinaku z czosnkiem i masłem, a posypałam fetą. Następnego dnia zapiekłam z camembertem i podałam z jogurtem naturalnym.
świetny pomysł :)
OdpowiedzUsuńSuperowe!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :-) www.make-life-green.blogspot.com
szałwia i dynia - o tak, jedno z lepszych połączeń jesiennych ever <3
OdpowiedzUsuń