Strony

czwartek, 10 stycznia 2013

"dla mnie był idealny" - stek z rostbefu - gotowałam komuś...

tytułowy cytat jest odpowiedzią na moje utyskiwania!
kawał mięcha, ukryty w efektownym opakowaniu, okazał się, na szczęście tylko w połowie, żylastą imitacją wołowiny:(
nie robię na blogu ani reklamy, antyreklamy, ani jej "krypto" - ale tym razem Lidl wystawił mnie na całego!
za 18 zeta, bez grosza of course, nie mogłam oczekiwać wołowiny hodowanej specjalnie na steki, ale żeby w jednym worku, aż tak różne krowy!
mój obiad był tani, ale nie cały do bani;)

stek z rostbefu - medium rare i taki jest idealny - mówi KTOŚ:)
obiad dla dwóch osób trzeba przygotować z czterech kawałków mięsa - nie z łakomstwa, a z przezorności;)

2 steki z rostbefu po 240 g każdy( przebrane z wielu)
łyżka klarowanego masłą
marynata:
2 łyżki octu winnego (Ponti)
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka zalewy pieprzowej
kilkanaście ziaren zielonego pieprzu w zalewie
świeży rozmaryn - 10 najdłuższych listków;)

roztarłam rozmaryn w moździerzu, dolałam oliwę, ocet, zalewę i dokładnie wymieszałam; w mięso, delikatnie, wcisnęłam ziarenka pieprzu, nie przebijając włókien; steki zamarynowałam rano:)

to jedyne zdjęcie, na którym widać "dwie krowy" razem:) chwilę po tym, jak aparat uchwycił te żyły, zawinęłam talerz w folię spożywczą i zapomniałam... "przechodziły" za oknem;)
godzinę przed smażeniem, przeprosiłam "mleczne panie" i zaprosiłam do kuchni (niech się ogrzeją, "wydojone biedaczki!)
teraz zaczyna się gotowanie na czas!

w niecałą godzinę, zrobiłam cztery warzywne dodatki i najlepszy sos do steków - Bearnaise :)
koktajlowe pomidorki (uwielbiam, więc było dużo)
świeży tymianek
pieczarki (też uwielbiam)
2 duże, czerwone, cebule
50 ml czerwonego, wytrawnego wina
połówka selera z rosołu albo ugotowanego z solą, z powodu steak'a, właśnie;)
łyżka masła
oliwa z oliwek i truflowa (może być orzechowa)
sól

pomidorki skropiłam oliwą, posypałam świeżym tymiankiem i ruszając naczyniem, w przód i w tył, marynowałam, lekko soląc;)

pieczarki obrałam ze skóry - obowiązkowo! - nigdy ich nie myję! na patelnię, na której będą się grillować, wycisnęłam troszeczkę soku z cytryny, troszeczkę, bo wiem, że "wciągną", nogą albo kapeluszem, każdą ilość soku:) obtoczyłam w tej "troszeczce", polałam truflową oliwą, posypałam świeżym tymiankiem i odstawiłam...
cebulę pokroiłam w półksiężyce i smażyłam na oliwie z taką samą ilością soli i cukru; po chwili zaprosiłam wytrawnego i czerwonego towarzysza:) glazurowana cebula do "steka" powinna mieć słodko - winny smak! ODGRZEJĘ ją później;)

seler - jakby to powiedzieć, ten z soboty, ale przechowywałam go w lodówce, podsmażyłam na maśle;)
SOS BEARNAISE  - sos berneński to jedyny i najlepszy, znany mi, "dopalacz" do steka:) 
50 ml białego, wytrawnego wina 
2 łyżki octu winnego - Ponti
1 ząbek czosnku
1 szalotka
pół łyżeczki suszonego estragonu
łodygi z pęczka natki pietruszki
150 g masła
3 żółtka
pieprz cayenne
sos worcestershire
pół łyżeczki cukru
pokrojone, drobno, łodygi pietruszki, czosnek i szalotkę rozgniotłam w moździerzu; zagotowałam wino, ocet, dodałam zawartość moździerza i estragon; kiedy płyn odparował, w połowie, przecisnęłam zawartość przez sito i przestudziłam;
w większym garnku zagotowałam wodę, żeby zmieścić mniejszy, z winnym wywarem, do którego dodałam 3 żółtka; 
no i teraz cała zabawa:) "kąpałam" jaja tak długo, aż wchłonęły całe masło, które dodawałam stopniowo, a sos wyraźnie zgęstniał- trwało to kilkanaście minut - doprawiłam solą, sosem worcestershire, cukrem, pieprzem cayenne...
steki

rozgrzałam, aż zaczęło dymić, klarowane masło, na grillowej patelni; smażyłam steki po 3 minuty z każdej strony... skwierczały, parskały, ale nic to - nie było strachu, że się przypalą, a jak za mocno pryskał tłuszcz (mimo, że porządnie je osuszyłam z marynaty), to przykryłam patelnię siatką z Ikei (gadżet niezbędny w kuchni);po tym czasie wstawiłam steki do piekarnika (w żaroodpornym naczyniu, niczym nie przykryłam); obok piekły się, już od 10 minut pomidorki (200 st na środkowym poziomie); razem piekły się jeszcze 5 minut;

pieczarki
były już na patelni, zamarynowane w soku z cytryny, oliwie truflowej i tymianku... 
teraz wystarczy, na maksymalnym ogniu ( na płycie 9), ugrillować je 5 minut - ten duży ogień, nie pozwoli im puścić soków, i mimo, że to wbrew naturze, to płakać nie będą;)
na ogrzanym talerzu podałam stek z sosem bearnaise, pieczone pomidorki na maślanym selerze, grillowane pieczarki na glazurowanej, czerwonej cebuli...:)
gdyby wół, okazały był, Chateau Petrus, by się napił, a że oszukaną konsystencję miał, Montepulciano dał się nabrać:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za odwiedziny :)