od jutra będę gotować tylko w weekendy, choć pewnie z kolacji nikt mnie nie zwolni:)
ale jeszcze jest dzisiaj, a że dzisiaj zamykam pierwszy rozdział blogowania, mam przyjemność powiadomić, że właśnie 4260 gości zawitało w mojej kuchni; udostępniłam komuś 55 przepisów i zebrałam niezliczoną ilość słów, zachęcających mnie do dalszego blogowania:)
nie przestaję w ogóle gotować, ale w dni robocze będę poza kuchnią... wrócę w każdy weekend:)
dzisiaj zacznę od obiecanych, nie tylko Wiktorowi, mięsnych cannelloni z rukolą, potem będzie niedzielny torcik bezowy:), a na koniec przepis na słodkie śniadaniowe tosty, które oczywiście zaczęły dzień:)
Wiktor przepada za makaronami:) i za rukolą:) i za bezami:) i za tostami:) - nadal spełniam życzenia:)
w cannelloni można przemycić różne nadzienie; osobiście uważam, że ta propozycja jest najbardziej... wyraźna;) może dlatego, że na jedno danie składają się aż trzy sosy!
3 garstki rukoli
sól morska
mięsny sos pomidorowy (przepis tutaj)
sos pomidorowy
puszka pomidorów bez skóry
2 ząbki czosnku
wszystkie listki bazylii z jednego pęczka
łyżka octu winnego
łyżeczka morskiej soli
2 łyżki oliwy z oliwek
sos beszamelowy
100 g masła
2 czubate łyżki mąki pszennej
0,5 litra tłustego mleka
pół łyżeczki świeżo startej gałki muszkatałowej
pół łyżeczki soli
20 g sera edamskiego
50 g pecorino
rano wyjęłam zamrożony, mięsny sos pomidorowy*;
składniki na sos pomidorowy zmiksowałam blenderem i gotowałam na wolnym ogniu, aż odparował cały płyn - kto rozpoznał przepis z pizzy Jamiego, może zjeść jedną rurkę więcej;)
masło rozpuściłam w rondlu, dodałam mąkę i stopniowo dolewałam zimne mleko (to jest proporcja, która wystarcza na żaroodporne naczynie o wymiarach 25x35); po dodaniu całego mleka, gotowałam beszamel jeszcze ok 15 minut, stale mieszając; przed końcem dodałam starty ser edamski, połowę startego pecorino, gałkę i doprawiłam solą;
w czasie, kiedy gotował się beszamel, nadziewałam mięsnym sosem, surowe rurki; do wysmarowanego oliwą naczynia, przełożyłam pomidorowy sos i
równomiernie rozprowadziłam na dnie; ułożyłam rurki, tak, żeby się nie dotykały, obtoczyłam je dodatkowo w pomidorowej "mazi" i zalałam całość beszamelem; cannelloni piekłam pół godziny na środkowym poziomie piekarnika nagrzanego do 200 st(góra dół);
podałam posypane resztą pecorino i z sałatką z umytą i dobrze odsączoną rukolą, skropioną oliwą i posypaną świeżo zmieloną solą morską...
chwilę potem był deser...:)
puszysty, z cytrynową nutą, w wersji alkoholowej i młodzieżowej - bezowy torcik Kingi Paruzel - prawie MC:)
nie do końca jest tak podany, ale bezy, kremowa masa i winny kisiel to jej pomysł:)
bezy
4 białka ( zbieram je do szklanki i przechowuję, szczelnie przykryte folią spożywczą, w lodówce)
200 g cukru pudru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka octu winnego (ja używam Ponti )
białka, które chcę ubić ,muszą być zimne!
kiedy były już białe, ale jeszcze płynne, po łyżce dodawałam cukier (dorzucam po trosze przez komin robota), a pod koniec mąkę i ocet; na papierze do pieczenia odrysowałam 4 dziesięciocentymetrowe kręgi, na które rozłożyłam całą masę białkową; piekarnik był nagrzany do 180 st, ale po włożeniu blachy, zmniejszyłam temperaturę do 150 i piekłam przez 30 minut, a przez kolejne 30, obserwowałam przez szybkę:) bezy pękły i nie wiem czy to dobrze czy źle, ale pęknięta warstwa, pokruszona w drobniejszą, była wspaniałym, chrupiącym, zwieńczeniem torcików:)
kremowa masa
250 g mascarpone
200 ml śmietany kremówki
1 łyżka cukru pudru
łyżeczka skórki otartej z cytryny
śmietanę ubiłam na puszystą masę (nie powinna być sztywna); po łyżce dodawałam do mascarpone, który wcześniej roztarłam mikserem; na końcu dodałam skórkę i cukier (nie zastosowałam oryginalnych proporcji, bo za pierwszym razem oryginał był za kwaśny)
winny środek
nie jest winny niczemu złemu, tylko idealnemu uzupełnieniu dla kremu... i bezy:)
150 g wina (użyłam Lambrusco secco - inne wyszły - i to jeszcze musującego, ale po chwili odbąblowało) słodkiego lub półsłodkiego
łyżka jasnego, płynnego miodu
pół łyżeczki mąki ziemniaczanej
wino zagotowałam z miodem, a kiedy odparowało do 2/3 objętości dodałam rozpuszczoną, w odrobinie wody, mąkę; wymieszałam, a kiedy zgęstniało, odstawiłam do lodówki, tradycyjnie za okno:)
na pierwszy bezowy krążek, po skruszeniu pękniętej warstwy, nałożyłam masę kremową, dość grubą warstwę, w której zrobiłam spory otwór; do niego wlałam zimny "winny" kisiel i przykryłam drugim bezowym krążkiem; ten też poczęstowałam masą kremową, posypałam skruszoną bezą, polałam bombardino i udekorowałam 3 wisienkami z zalewy - jest tort, musi być wisienka;)
chłodziłam pół godziny za oknem;
w torciku Wiktora nie było winnego środka, a masę kremową dodatkowo pokryłam mieszanką owocową, którą wczoraj użyłam do czekoladowej "bomby":)
dzień zaczął się pachnącymi słodkimi tostami:) pachną, bo jest cynamon, wanilia i karmelizowane banany...
przepis był inspirowany programem w TV, ale niestety nie znam autora i nie pamiętam tytułu - to taki konkurs dwóch wybitnych kucharzy, których dania trafiają na sędziowski stolik, trzech specjalistów w dziedzinie lub krytyków kulinarnych...
1 duże jajko
50 ml mleka
łyżeczka pasty waniliowej
2 łyżki cukru
pół łyżeczki cynamonu
1 banan
2 łyżki klarowanego masła
z pieczywa odcięłam skórki; w misce roztrzepałam jajko i dodałam wszystkie pozostałe składniki (jedną łyżkę cukru zostawiłam do banana); na dwóch patelniach jednocześnie, jednej dużej, drugiej mniejszej, rozgrzałam masło;
zanurzałam, pokrojone na trójkąty, pieczywo w jajecznej masie i smażyłam z dwóch stron; w tym samym czasie, pokrojonego w skośne plastry banana, smażyłam na maśle wymieszanym z łyżką cukru; smażyły się prawie jednocześnie (cukier, na bananowej patelni, karmelizuje się bardzo szybko, więc trzeba uważać na poparzenie 3 stopnia; żeby do tego nie dopuścić, nie może być wysoka temperatura);
na każdym trójkącie ułożyłam plaster banana i uderzyłam w dzwon;)
tosty wymiotły z łóżka najbardziej przemęczonego Narciarza, który odsypiał tydzień w górach 17 godzin!
ale potem wymiótł talerz w 17 sekund...:)
to szczęście widzieć jego uśmiech w każdym kęsie...:)
smacznego i do zobaczenia za tydzień:)
*przepis na mięsny sos do makaronu zamieściłam we wpisie:"...nigdy nie jest aż tak źle, żeby przestać gotować - spaghetti bolognese - gotowałam jeszcze w starym roku:)"
ciao Bella,
OdpowiedzUsuńbrak mi ... eksytacji, ktore dostarczaja Twoje nowe wpisy kulinarne. Dzieki nim nawet nedzna, malo finezyjna kanapka zjedzona na szybko przed komputerem w czasie pracy wydaje sie byc (po uruchomieniu wyobrazni) wykwintnym daniem :-)
Gdyby nie to, ze wiem z jakiego powodu bedziesz "kucharzyc" jedynie w weekendy, pograzylabym sie w czarnej rozpaczy.... A tak ciesze sie wraz z Toba :-)
3maj sie
Wiolutka
:)już mnie nosi; jutro spotkanie na "szczycie" to nerwy do gara;) robię "włoskie gołąbki", bo mam mafijne myśli;)
OdpowiedzUsuńwidzimy się w weekend:)