Rok temu byliśmy w pięknym i zapomnianym przez nas Krakowie. Mieszkaliśmy na Kazimierzu i spędzaliśmy czas głównie w tej dzielnicy. Monumentalny Wawel i tysiące wdrapujących się na wzgórze ciekawskich, nie był obiektem naszych zainteresowań.
Szliśmy przed siebie, trochę kierowani przewodnikiem kulinarnym, trochę historią, trochę pogodą. Trafialiśmy do miejsc, gdzie kuchnia odkrywała przed nami tajemnice krakowskich restauratorów z różnych stron świata. Jedliśmy u Włocha, Greka, Polaka, ale i w barze mlecznym. Zupełnie przypadkowo, kiedy deszcz przeganiał nas z jednej arkady pod drugą, dotarliśmy do miejsca, gdzie serwowane były "MACZANKI".
Dziwnie brzmiąca nazwa to nic innego jak duszona w niskiej temperaturze wieprzowina, podana w bułce. W menu były dwie propozycje, po krakowsku i po żydowsku. Byłam tak opętana smakiem i zaskakującym rozwiązaniem, że nie potrafię sobie przypomnieć różnic w dodatkach. W każdym razie podawana buła była wypiekana na miejscu i to też stanowiło o atrakcyjności kanapki.
Swoją maczankę, a właściwie toruńską, jeśli mam już do końca trzymać się tej inspirowanej, macerowałam według uznania i jestem naprawdę z niej dumna. Od pierwszej, którą przygotowałam dwa miesiące temu, powtórzyłam danie kilka razy i musze przyznać, że oprócz Wiktora, który się nią zajadał, znalazła jeszcze wielu zwolenników.
Następnym razem zrobię kanapkę kubańską, bo to ona, na razie, jest jednym z tych dań, które wpisuje się w "ulubione", przebywającego, już od miesiąca w "usa", Wiktora.
Że tak wtrącę, tęsknię za nim, a to jeszcze miesiąc...
Marynowałam, dwukilową, łopatkę wieprzową.
Składniki marynaty:
10 łyżek oliwy
łyżka morskiej soli
2 łyżki octu balsamicznego
pół łyżeczki czerwonych ziarenek pieprzu
łyżeczka pieprzu cayenne
2 łyżeczki czerownej papryki
4 ziela angielskie
6 ząbków czosnku
kilka dojrzałych pomidorów
kilka czerwonych cebul
listki selera naciowego lub inna, ulubiona zielenina
kilka łyżek dobrego majonezu z grubo tłuczonym, czarnym pieprzem lub musztardowego sosu zrobionego z jogurtu i musztardy Dijon
Gorczycę i pieprz roztarłam w moździerzu, ząbki przecisnęłam przez praskę, dodałam resztę składników, wymieszałam i natarłam, dobrze osuszony, kawał mięsa. Odstawiłam na cały dzień do lodówki. Piekarnik nagrzałam do 110 stopni, przełożyłam mięso do żeliwnej brytfanny, przykryłam, ustawiłam piekarnik na 6 godzin i poszłam spać.
Przed podaniem udusiłam czerwoną cebulę i przygotowałam plastry pomidora. Gotowe mięso, rozdzieliłam dwoma widelcami, trójkątne walentynki posmarowałam pieprzowym sosem, ułożyłam listki selera naciowego, położyłam ciepłe mięso, cebulkę i pomidora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)