Dostałam zamówienie na tartę ze śliwkami, a upiekłam z gruszkami. Wcale nie z przekory, a z ochoty, która mnie nie opuszczała od kilku dni, a właściwie od niedzieli, czasu babeczek orzechowych z gruszkami w occie balsamicznym i pieczonym camembertem. Spora część, darowanych gruszek, już wtedy została zjedzona, ale te kilka, które spoglądały na mnie z owocowej patery i mrugały kilkoma, ciemnymi oczkami, wymagały natychmiastowej reakcji ;) Zatem, żeby mrugających ślepiów nie przybyło, obrałam je ze skóry i do gara ;)
Spód z ciasta francuskiego, ale może być słone kruche lub filo. Wszystkie trzy wersje dostępne w sklepach.
Nadzienie:
5 miękkich gruszek, obrancyh ze skóry i pokrojonych na ósemki
łyżka masła
150 g serka złocisty lazur
2 łyżki serka philadelphia lub linea z Lidla
2 łyżki mascarpone
150 g serka camembert naturalnego
100 ml białego, ólwytrawnego Rieslinga lub innego ulubionego wina
100 ml śmietany kremówki
skórka otarta z połówki cytryny
świeżo zmielony pieprz
sól
łyżeczka startego imbiru
2 ząbki czosnku
Ciasto francuskie kupuję schłodzone, ale jeśli dostępne jest tylko mrożone, to po rozmrożeniu, jeszcze raz zagniatam i rozwałkowuję.
Na maśle podsmażyłam imbir, skórkę i czosnek, dodałam gruszki i dusiłam 5 minut. Po tym czasie zdjęłam gruszki z patelni i dodałam sery, bez camemberta, wino i śmietanę. Doprawiłam solą, świeżo zmielonym pieprzem i odparowałam, aż uzyskałam sos o konsystencji gęstej śmietany.
Formę do tarty wyłożyłam ciastem francuskim, które nakłułam widelcem, przykryłam papierem do pieczenia i obciążyłam pęczakiem. Muszę w końcu kupić ceramiczne kulki, choć pewnie na chwilę. Kolekcjoner Staś "zakosi" mi wszystkie do swojej niezliczonej kolekcji :)
Piekłam 15 minut w 180 stopniach. Zdjęłam papier, kaszę przesypałam z powrotem do woreczka, ułożyłam na cieście gruszki, "powtykałam" pomiędzy kawałki pokrojonego camemberta, zalałam serowym sosem i piekłam jeszcze 20 minut, w tej samej temperaturze.
To było moje "niebo w gębie", choć daleko mi do Hortense Laborie, bohaterki filmu o tym samym tytule. Danièle Mazet-Delpeuch, to prawdziwe nazwisko francuskiej mistrzyni, tradycyjnej kuchni, która została doceniona przez prezydenta Francji, François Mitteranda. Film polecam, choćby tym, którzy nieprzerwanie poszukują inspiracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)