Nastolatki myślą, że niezdrowe jedzenie stanowi podstawę udanego spotkania. Przyznałabym im rację, gdyby nie "nadęte" brzuchy następnego dnia!
Duma "nadyma" się wtedy, kiedy muszą przyznać, że lepsze są mamusiowe placki, gorąca czekolada z bitą śmietaną i pyszne, wytrawne ciacho z orzeźwiającym kremem.
Duma "nadyma" się wtedy, kiedy muszą przyznać, że lepsze są mamusiowe placki, gorąca czekolada z bitą śmietaną i pyszne, wytrawne ciacho z orzeźwiającym kremem.
Powodem towarzyskiego spotkania małoletnich był sobotni finał ligii mistrzów, a skoro nie potrzebowali dorosłych, bo atrakcyjnie wcinali czipsy, zapijane dużą ilością koli, chętnie ulotniliśmy się na sąsiedzkiego, garażowego, grilla.
Sąsiedzi już nie poszli na skróty i uraczyli nas idealnie przyprawioną karkówką, wspaniałym żurem, kilkoma dobrze zgranymi sałatkami, przepyszną szarlotką i biesiadną muzą... Wszystko zagrało, tylko pogoda się zachmurzyła, co dla naszej, dobrze zorganizowanej wspólnoty nie stanowiło przeszkody.
Kulinarną inicjatywą wykazałam się dopiero rano i kiedy standardowa para męska "wylazła" na światło dzienne, a po niej dwa, dodatkowe, męskie chromosomy, zaplątane w stercie pustych opakowań po niezdrowej żywności, byłam gotowa z placuszkami z cynamonowym sosem i syropem klonowym, gorącą czekoladą z bitą śmietaną i dobrze schłodzonym ciastem czekoladowym.
Zaskoczona pięknym bukietem czerwonych róż i "zmiękczona" szczerym całusem, uwinęłam się z podaniem śniadania w trzy sekundy... Pierwszy kawałek ciasta był też, prawie, na śniadanie :)