Duma. Zachwyt. Smak. Zapach. Miłość. To rzeczowniki, które pojawiają się wraz z pierwszym, upieczonym, domowym sposobem, chlebem. Najprostszym, ale nie mówię, że najlepszym, bo właśnie zaczynam swoją naukę. Duma, bo wyrósł pięknie, równomiernie i nie rozczarował środkiem. Zachwyt, bo rodzina chwaliła i nie chce już kupować wypieków u Grochowalskiego, do tej pory najlepszej piekarni w Toruniu. Smak, bo kojarzy się z wiejską sielanką, bukolicznym popasem, z lekko wyczuwalną nutą drożdży, które uwielbiamy. Zapach nikogo nie dziwi. Wszystkie wypieki rozsiewają aromat, pobudzają apetyt, wpływają na zmianę nastroju, gromadzą uśmiechnięte twarze wokół stołu. Miłość. Nie do samego chleba, bo przecież nie samym człowiek żyje, do jedzenia. Wszystko co wyląduje na takiej kromce, smakuje lepiej. Tworzy parę, która pasuje jak kosa do zboża, jak chłop do baby, jak dziecko do mamy... Jak sól do pomidora, jak rzeżucha do jajka, jak czas do cierpliwości. Bo to on i ona gwarantują sukces. Każda nauka wymaga dyscypliny. A chleby i bułki to wcale, okazało się, nie najwyższa szkoła piekarnictwa, choć nie odważę się odebrać, nikomu, lat spędzonych w szkołach, na praktykach czy w konsekwencji w piekarniach. Dzielę się jedynie moimi doświadczeniami i emocjami, które towarzyszą przy wypiekaniu.
Piekłam ten chleb kilkanaście razy, od kilku zawsze wychodzi. Nie wiem czy akurat te warunki, składniki i proporcje gwarantują sukces, ale trzymam się ich kurczowo i przelewam na papier
Potrzebny nam będzie żeliwny garnek, który spełnia rolę pieca chlebowego. Według mnie podstawa do tego, żeby w ogóle zacząć. Na stronach, szczególnie mojej ulubionej, Pracowni Wypieków, mówi się też o kamiennej desce, spryskiwaniu piekarnika, pieczeniu bez dodatkowych akcesoriów czy udziwnień. Próbowałam i chyba jeszcze nie czuję swojego "partnera", bo chleb albo nie wyrastał jak trzeba, albo był twardy jak kamień, albo zbity, w środku, jak beton.
Do tego chleba używam mąki typ 650 dostępnej w Lidlu, czasami w proporcjach 50/50 z mąką pełnoziarnistą z Lubelli, siemienia lnianego, pestek słonecznika i świeżych drożdży. Przepis powstał w oparciu o wiele prób i błędów. Ciasto może wydawać się trochę klejące po wyrośnięciu, ale po przełożeniu na omączony blat, łatwo formuje się z niego bochenek, uwzględniając poniższe wskazówki.
Składniki na chleb o wadze 800 g:
500 g mąki pszennej typ 650
15 g świeżych drożdży
płaska łyżeczka cukru
350 - 400 ml ciepłej wody (zależy od mąki; 380 to optymalna ilość)
czubata łyżeczka soli morskiej (zmiażdżonej, jeśli używamy w kryształkach)
2 łyżki siemienia lnianego
2 łyżki pestek słonecznika
1. Drożdże rozkruszyć w misce, w której będziemy wyrabiać ciasto. Odlać 2 łyżki wody z odmierzonej ilości, dodać cukier, łyżkę mąki i dokładnie rozetrzeć (można dodać więcej wody, jeśli zaczyn stawia opór).
2. Odstawić w ciemne miejsce i czekać, aż drożdże zaczną pracować (zwiększą objętość, spienią się).
3. Po tym czasie wlać wodę do zaczynu, przesiać mąkę, dodać sól i ziarna.
4. Wyrabiać ciasto mikserem z końcówkami do ciasta (haki) około 7-8 minut. Ciasto będzie miało zwartą strukturę, ale będzie elastyczne.
5. Przełożyć do cieniutko wysmarowanej oliwą miski, przykryć folią spożywczą, posmarowaną oliwą i odstawić, aż ciasto podwoi objętość (u mnie trwa to około godziny).
6. W trakcie wyrastania ciasta rozgrzać piekarnik do 220 stopni. Wstawić żeliwny garnek (używam żeliwnej brytfanny z Ikei) i nagrzewać przez pół godziny.
7. Wyrośnięte ciasto przełożyć na posypany, obficie mąką, blat. Posypać mąką dłonie i zbierać ciasto od dołu do góry, sklejając zebraną masę, formując kształt bochenka (czasami robię okrągły, czasami podłużny). Powtarzam tę czynność około 5-7 razy. Uformowany bochenek odwrócić, na omączonym blacie, posypać mąką i pozwolić mu odpocząć kilka minut (nie powinno już wyrastać, bo nie uda nam się go przełożyć do garnka).
8. Wyjmujemy, bardzo ostrożnie, rozgrzany garnek, zdejmujemy pokrywkę i szybkim ruchem przekładamy surowy bochenek. Nacinamy, bardzo ostrym, nożem krzyż, zamykamy i wstawiamy na 40 minut.
9. Wyciągamy od razu z garnka i studzimy na kratce.
Wiem, że trudno się oprzeć i nie zacząć jeść natychmiast, ale uwierzcie mi, że to duży błąd. Skórka, która utworzyła się na upieczonym chlebie, chroni wewnętrzne ciepło, które powoli uchodzi ze środka, tworząc idealną strukturę regularnych dziurek. Pamiętacie, że cierpliwość jest wielką zaletą i zamiast wpatrywać się, sępim wzrokiem, w cudny bochen, przygotujcie jakieś ulubione dodatki. Na przykład pastę z kiełbasy, z makreli czy choćby biegnijcie na targ po pachnącego majem pomidora.
Chleb można kroić wzdłuż, ale ja kroję najpierw na pół i dopiero wtedy na półkromki.
Życzę Wam podobnych wrażeń i wielu doznań, przy Waszym pierwszym razie. A tych, którzy maja go już za sobą, proszę o krótki opis Waszych prób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)