nie byłam ani w Londynie, ani w Rzymie, ani w Paryżu, ale znam kilku facetów, którzy kuszą mnie "żarciem", kobietami;) i widokiem...:)
zjadłabym lodowy deser z panettone z Anouk Aimee na Marsowych Polach... hmmm...
połączyłam wszystkie ponadczasowe klasyki
i mam "słodkie życie"...:)
lodowy deser z panettone - zrobiłam go na specjalną, przedświąteczną kolację z sąsiadami, ale to ryby były bohaterami wieczoru, dlatego deser przetrwał i dzisiaj jest najlepszym zaskoczeniem dla "niespodziewanych" gości...:) inspirował mnie Jamie, a zakupy zrobiłam w Lidlu:)
1 duża babka panettone - bakaliowe ciasto drożdżowe rodem z Włoch:)
1 słoik dżemu o 4 smakach (wiśni, truskawek, czerwonych porzeczek i malin)
1 słoik wiśni w syropie
1 litr lodów waniliowych Grycan (niestety nie można ich kupić w Lidlu)
200 ml wiśniówki (jeśli deser będą jadły dzieci można rozrobić sok wiśniowy z cytryną)
50 g gorzkiej czekolady lub polewy czekoladowej
dużą miskę wyłożyłam folią spożywczą tak, żeby spora jej część wychodziła poza miskę; z babki wycięłam prostokąty o grubości 1,5 cm i obłożyłam nimi szczelnie ścianki miski, przygniatając ręką miejsca, które odstawały od reszty:)
lody czekały w lodówce - nie mogą być bardzo zmrożone;
pistacje obrałam z łupinek, skórek i rozgniotłam delikatnie wałkiem do ciasta; na durszlaku odsączyłam wiśnie z syropu, a dżemem (3/4 słoika) dokładnie wysmarowałam środek miski (prostokąty panettone); do tak przygotowanej "otoczki" włożyłam lody, a do nich "wgniotłam" pistacje i wiśnie; przykryłam wyciętymi kawałkami babki i polałam wiśniówką (przy ściankach); folią przykryłam szczelnie cały deser, położyłam odpowiedniej wielkości talerz i mocno docisnęłam całość - tak żeby soki zaczęły przedostawać się przez ścianki babki - tworzą się takie kolorowe "mazy", które widać na zdjęciu:)
porcje na zdjęciu są pokrojone bezpośrednio po wyjęciu z zamrażalnika - dzisiaj podałam z wiórkami czekolady...:) Federico na śniadanie wybierał orzechy włoskie... gdyby żył, zmieniłby zdanie:)
inna wariacja z tą samą babą - pomarańczowa Di Trevi - marzy mi się "fotografo"! fontanna może poczekać, bo im lepsze żarcie, tym gorsze zdjęcia!!!!
200 g tej samej baby:) - tyle zostało z pierwszej wariacji, ale to pewnie kwestia miski:)
200 g korzennych (imbirowych) ciasteczek
250 ml śmietany kremówki
100 g masła
4 łyżki dżemu o 4 smakach
1 galaretka z leśnych owoców
1 galaretka pomarańczowa
1 opakowanie mascarpone
babkę i ciasteczka zmieliłam w kuchennym robocie; połączyłam z rozpuszczonym masłem, przełożyłam do naczynia wysmarowanego masłem ( użyłam kamionkowej, kwadratowej formy 30/30) i odstawiłam na godzinę do lodówki (za oknem:)); w tym czasie rozrobiłam obydwie galaretki, każdą w 350 ml wrzątku (szybciej tężeje w płaskim naczyniu); tężejącą galaretkę o smaku leśnych owoców wymieszałam z dżemem, a pomarańczową z ubitą śmietaną i serkiem mascarpone (najpierw ubiłam śmietanę, osobno serek, połączyłam dodając śmietanę do serka); na zwarty spód wyłożyłam dżemową galaretkę, a na nią śmietanową;
po 4 godzinach deser jest gotowy do... pożarcia:)
penne carbonara to najszybsze i najsmaczniejsze połączenie niedozwolone dla "głodnych" Polek;
Malena czy inna Sophia nie wyobraża sobie romantycznej kolacji bez śmietany, boczku czy czosnku...:)
chyba sama nie wierzę w to co piszę;)))
na 3 porcje
250g makaronu penne rigate
250 ml śmietany kremówki
2 czubate łyżki pecorino (lub parmezanu)
2 żółtka
150 g przerośniętego, wędzonego boczku
2 ząbki czosnku
świeżo zmielony czarny pieprz
100 ml wody z gotowania makaronu
natka pietruszki
makaron gotowałam w osolonej wodzie przez 5 minut (nawet jak będzie twardszy niż al dente, to "dojdzie" w sosie); na suchej patelni podsmażyłam, pokrojony w cieniutkie paseczki, boczek (wykroiłam chrząstki, żeby Federico albo inny Marcello nie uszkodził protezy:)), a kiedy tłuszcz pojawił się na patelni, dodałam, pokrojone w cieniutką kosteczkę, ząbki czosnku; po minucie (przypalony czosnek eliminuje patelnię, kolację i włoskiego smakosza:)) podlałam patelnię 150 ml śmietany; kiedy śmietana zaczęła "bulgotać" dodałam
pecorino, po minucie makaron, trochę wody i dopóki nie ogrzał się w sosie nie przestawałam mieszać; w miseczce rozprowadziłam żółtka ze 100 ml śmietany i łyżką sosu z patelni (hartowanie jajka); wlałam masę jajeczną na patelnię (zmniejszyłam ogień - 2 na płycie) i mieszając delikatnie na wolnym ogniu, pozwoliłam całości zgęstnięć...
uwielbiam ten makaron:) pewnie dlatego, że jest taki wł(b)osko kaloryczny...:)
placki z jabłkami to śniadanie obiecane włoskiej Pannie Cocie:)
porcja na 9 placuszków
2 duże szare renety
100 g mąki
140 ml tłustego mleka
1 duże jajo
2 łyżki cukru wanilinowego:)
pół łyżeczki cynamonu
łyżeczka cukru pudru
olej słonecznikowy do smażenia
najpierw ucierałam mąkę z jajkiem (zawsze!) i stopniowo dolewałam mleko , na końcu dodałam cukier; odstawiłam ciasto (odpoczywa, jakby to one "umęczyło się", a nie mnie;)) i obrałam jabłka; jak już udręka poszła w zapomnienie, dodałam do "zrelaksowanego" ciasta starte na grubych oczkach jabłka; wymieszane ciasto łyżką nakładałam na rozgrzany olej, formując śliczne placuszki ( zaraz potem zmniejszyłam ogień na 4) - smażyły się na złoty kolor ok 5 minut z każdej strony...:) podałam posypane cynamonowym cukrem i kleksem kwaśnej śmietany:)
szybsza wariacja racuchów jest odpowiedzią na prostest song zapracowanej mamy:)
bon appetit:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)