zaczął się okres "de Lux" to "papa" mi się cieszy:)
gdzie indziej mogłabym tak poszaleć, na zakupach, jak nie w Lidlu;)
tanio, szybko, dużo:) nie wierzycie? kupiłam krewetki (klik), które były inspiracją do poprzednich Świąt, olej sezamowy, który dodam do zup, makarony do ulubionych sosów, wołową, włoską szynkę do kieszonek z sałatką coleslaw, masło z solą morską - absolutny hit do krewetek!
wyjechałam z całym koszem, a zapłaciłam tylko trzy stówy, w tym były: pojemniki do ciast, blender w prezencie i... brzoskwinie w słoiku, które były inspiracją do kolejnego, aromatycznego i energetycznego śniadania:)
porcja na 1 naleśnika, choć "mniejszy" Chłopak, żałował, że wybrał pieczone kiełbaski;)
2 jajka
pół szklanki mleka (tłustego)
pół szklanki mąki (tej samej szklanki)
2 łyżki cukru wanilinowego
2 łyżki soku z brzoskwiń
odrobina masła do wysmarowania naczynia
3 połówki brzoskwiń w zalewie waniliowej
wszystkie składniki wymieszałam trzepaczką; ważna jest kolejność: najpierw jajka z mąką i cukrem i dopiero, do tak roztartej masy, dolewałam mleko (filozofia nie bez podstaw, bo wtedy dokładnie wiem, ile mleka muszę dolać, żeby masa naleśnikowa miała konsystencję kwaśnej śmietany);
przelałam masę do naczynia i piekłam w 200 st (góra dół) przez 20 minut (piekłabym dłużej, tak cudownie wyglądała ta metamorfoza, ale spalone góry w piekarniku to nie to samo, co spalone góry słońcem;))
gorącego naleśnika posypałam cukrem pudrem, na środku, spiralnie ułożyłam pokrojone w plasterki brzoskwinie i dorzuciłam orzechy:)
trzymając w dłoniach, nie używając sztućców, nie dzieląc się z nikim - pożarł naleśnika w 3 sekundy;)
gdzie indziej mogłabym tak poszaleć, na zakupach, jak nie w Lidlu;)
tanio, szybko, dużo:) nie wierzycie? kupiłam krewetki (klik), które były inspiracją do poprzednich Świąt, olej sezamowy, który dodam do zup, makarony do ulubionych sosów, wołową, włoską szynkę do kieszonek z sałatką coleslaw, masło z solą morską - absolutny hit do krewetek!
wyjechałam z całym koszem, a zapłaciłam tylko trzy stówy, w tym były: pojemniki do ciast, blender w prezencie i... brzoskwinie w słoiku, które były inspiracją do kolejnego, aromatycznego i energetycznego śniadania:)
pieczony naleśnik z brzoskwiniami i włoskimi orzechami posypany cukrem pudrem, to wynalazek, który zachwycił mnie przede wszystkim w piekarniku! boki rosły niewspółmiernie do reszty i przypominały... górskie masywy:) nieregularne, wysokie i niskie pagórki, w różnych kolorach - wspaniały widok, ale smak wcale nie gorszy:)
porcja na 1 naleśnika, choć "mniejszy" Chłopak, żałował, że wybrał pieczone kiełbaski;)
2 jajka
pół szklanki mleka (tłustego)
pół szklanki mąki (tej samej szklanki)
2 łyżki cukru wanilinowego
2 łyżki soku z brzoskwiń
odrobina masła do wysmarowania naczynia
3 połówki brzoskwiń w zalewie waniliowej
wszystkie składniki wymieszałam trzepaczką; ważna jest kolejność: najpierw jajka z mąką i cukrem i dopiero, do tak roztartej masy, dolewałam mleko (filozofia nie bez podstaw, bo wtedy dokładnie wiem, ile mleka muszę dolać, żeby masa naleśnikowa miała konsystencję kwaśnej śmietany);
przelałam masę do naczynia i piekłam w 200 st (góra dół) przez 20 minut (piekłabym dłużej, tak cudownie wyglądała ta metamorfoza, ale spalone góry w piekarniku to nie to samo, co spalone góry słońcem;))
gorącego naleśnika posypałam cukrem pudrem, na środku, spiralnie ułożyłam pokrojone w plasterki brzoskwinie i dorzuciłam orzechy:)
trzymając w dłoniach, nie używając sztućców, nie dzieląc się z nikim - pożarł naleśnika w 3 sekundy;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)