piątek, 25 kwietnia 2014

Nietradycyjna. Nieprzewidywalna. Niepowtarzalna. Pizza z farszem z mielonego, wędzonego kurczaka i pietruszki.

Historia. Początki kulinarnej podróży. Malutka, włoska pizzerria, na poznańskim "spacerniaku", ulicy Półwiejskiej. Ale to nie pizza, sos boloński czy farsz do Tiny, tworzyły to miejsce... Ludzie. Dobrzy i lepsi. Z pomysłem, bez barier, każdy z innej bajki. Iza, Ewa i Ewa, Marek, Dominik, Mariusz... Studenci i niestudenci, z bliżej nieokreśloną wizją przyszłości, traktujący przejściowo pracę "na kuchni", zawsze z humorem! Pracowaliśmy razem, ponad dziesięć godzin dziennie, byliśmy blisko. Zmęczeni, ale nie sobą, kończyliśmy noc w pobliskich Trzech Światach lub Gniazdku, wlewając w siebie hektolitry zimnego piwa. Przesiąknięci zapachem pieca, byliśmy żywą "reklamą" miejsca, w którym nie zawsze było wesoło i przyjemnie. Szef, zza gór i rzek. Z humorami i Kobietą Szyją. Wizyty, które nigdy nie były motywujące. Zawsze był "bałagan"! Dzisiaj wiem, że to on miał bałagan, w głowie! Zarządzał po omacku, z daleka, w erze bez telefonów komórkowych, na bakier z urzędami... Dla mnie była to jednak szkoła życia! Wszystko postawione na głowie! Włamania, kradzieże, brak pozwoleń, sanepid, kontrole urzędowe, rotujący pracownicy, spóźnieni dostawcy, zepsute kasy fiskalne, brak drzwi do magazynu (czekałam na nie rok!), przypalone sosy, zepsuty piec, maszyna do wyrabiania ciasta, brak klimatyzacji...
Wszystko tłumaczyłam jednym słowem: START UP! I mimo, że matka biznesu dobrze "płodziła" gdzieś tam, na północnym zachodzie, bez tej SZÓŚTKI, nie dałabym rady. Iza, która robiła najlepszy boloński i farsz do ulubionej pizzy, była lekiem na wszystkie frustracje. Uśmiechem rozbrajała każdą minę, bombę, podrzucaną przez urzędników, klientów, szef(owej)a...
I mimo, że zupełnie nie pamiętam jakie proporcje zachowywała, żeby przygotować farsz do pizzy Tina, to właśnie on, dzisiaj, jest bohaterem mojego wpisu. Bez słonecznika, który zawsze mi w nim przeszkadzał, ale wówczas musiałam trzymać się oryginału i bez pieczarek, których nie lubię, ale tylko na pizzy :)
Jak potoczyły się losy innych bohaterów tej opowieści... Nie mam pojęcia, ale liczę, że znajdą mnie w sieci i zrobimy jeszcze jedną, wspólną PIZZĘ :)

Składniki na 8 porcji (jeden placek o średnicy ok 18 cm)
Farsz:
400 g obranych ze skóry i kości wędzonych udek z kurczaka (kupuję w Lidlu)
2 pietruszki (około 200 g)
1 cebula (około 80 g)
2 ząbki czosnku
łodygi z 1 pęczka natki pietruszki
2 łyżki posiekanej natki
Wszystkie składniki zmielić w maszynce do mięsa (oprócz natki). Przełożyć na patelnię z nieprzywierającą powłoką i smażyć przez 30 minut, pod przykryciem, na wolnym ogniu. Kolejne 20 minut bez pokrywki, raz po raz mieszając. Farsz powinien być sypki. Dodać natkę i świeżo zmielony pieprz. Ostudzić.
Sos:
1 puszka pomidorów, bez skóry
2 ząbki czosnku
łyżka octu z czerwonego wina
mała łyżeczka soli i cukru
Wszystkie składniki zmiksować i gotować, na małym ogniu, w garnku z grubym dnem, aż odparuje cała woda i sos będzie gęsty. Ostudzić.
Ciasto:
500 g mąki pszennej typ 650
około 400 ml ciepłej wody
30 g świeżych drożdży
płaska łyżeczka soli morskiej
Dodatkowo:
200 g parmezanu
Drożdże rozkruszyć w misce i rozprowadzić w łyżce ciepłej wody. Po 10 minutach dodać przesianą mąkę i 300 ml wody. Wyrabiać mikserem z końcówkami "haki" i stopniowo dolewać resztę wody. Ciasto powinno być lekko klejące, ale nie rzadkie. Wyrabiać około 5-7 minut. Przełożyć do miski wysmarowanej oliwą i odstawić do ciemnego piekarnika na minimum godzinę (w tym czasie powinno podwoić objętość). 
Wyrośnięte ciasto uderzyć pięścią, podzielić na 8 równych kawałków i rozprowadzić, rękoma, na papierze do pieczenia, na równe placki o średnicy około 18 cm. 
Przed pieczeniem posmarować pomidorowym sosem, posypać startym serem i obficie farszem. Piec około 12 minut w 220 stopniach. Podać z gęstym jogurtem polanym oliwą i posypanym morską solą.

4 komentarze:

  1. Wspomnienia tego czasu i Ciebie jako kierownika tego Bałaganu wspominamy bardzo często i uważam że to była cudowna praca....mało płatna i ciężka ale tyle wspomnień nam nikt nie zabierze.....a ja nadal robię dobre spagettii słowa mojej córki....i inne potrawy na "oko".....jestem dumna z tych słów które o sobie przeczytałam...DZIĘKUJĘ .......IZABELA

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, każdy komentarz sprawia, że wracam do samych historii jak i tych opisanych na blogu z nostalgią i wzruszeniem 😊

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny :)