dzisiaj gotowałam szybciej, mniej świątecznie, ale typowo - komuś:)
pisać zacznę nietypowo, od deseru, bo chcę, żeby "ciasteczkowe zdjęcie" promowało ten wpis:) są śliczne i były takie pyszne!:)
kruche ciasteczka z jagodami - jagody zbierała Mama, przepis zdradziła "sto" lat temu Teściowa, a wyżera była dla Malucha i "Starucha":)
1 opakowanie kleiku ryżowego (170 g)
1 kostka masła
3 duże jaja
1 szklanka cukru
łyżeczka pasty waniliowej (cukier waniliowy)
jagody ze słoika/dżem jagodowy lub inny ulubiony:)
jagody odsączyłam na sitku; w jednej misce utarłam masło, w drugiej jaja z cukrem; ubite jaja stopniowo połączyłam z masłem, pastą waniliową i kleikiem; masa jest klejąca, ale taka być powinna:) ulepiłam mnóstwo kulek, wydrążyłam, końcówką wyciskacza do czosnku, dziurki i włożyłam do nich jagódki; piekarnik nagrzałam do 180 st (góra dół) i piekłam ciasteczka 23 minuty - wtedy wszyscy są zadowoleni:) są kruche, spód jest tego samego koloru co góra, a środek miękki i jagodowy:)
niebanalny krem marchwiowy - czy marchewka jest banalna? nie widziałam nigdy dwóch takich samych:)
jednak ugotowana, prawie zawsze smakuje identycznie:( ożywiłam ten smak znanymi i lubianymi zapachami:)
500 g marchwi
1 duża cebula
1,5 l wywaru z szyj indyczych
łyżka masła
100 ml passaty (tylko wtedy jeśli krem jest za słodki)
łyżka śmietany
szczypta cynamonu
szczypta sproszkowanego imbiru
sól
kilka płatków suszonej papryczki chili
szczypta sproszkowanego kminu (nie kminku!)
pół łyżeczki utartych w moździerzu ziaren kolendry
cebulę podsmażyłam na maśle, dodałam pokrojoną w centymetrowe plasterki marchewkę; pod koniec smażenia (były już miękkie) dodałam) kolendrę, płatki chili i zalałam całość wywarem; gotowałam pół godziny, a potem dokładnie zmiksowałam; przyprawiłam wszystkimi "zapachami" i dolałam passatę (był za słodki:); podałam ze śmietanowym kleksem i listkami świeżej kolendry...
smacznego:)
majerankowa wątróbka polana malinowym sosem podana na lodowej sałacie z ciepłą gruszką, jabłkiem i cebulką - "podrasowałam" nazwę, choć nie powinnam, bo była lepsza niż 1000 zrewolucjonizowanych polędwic:)))
500 g drobiowych wątróbek
4 łyżki oleju z pestek winogron
czubata łyżka mąki
łyżeczka startego majeranku
łyżeczka sproszkowanego czosnku
1 twarda gruszka
1 jabłko - ja mam ciągle sporo renety:)
1 cebula
kilka gałązek świeżego majeranku
sól
pieprz
sos
kieliszek czerwonego wina
łyżka octu balsamicznego
2 łyżki soku malinowego
łyżka zimnego masła
na patelnię po smażonych wątróbkach i dodatkach wlałam wino i połączyłam zawartość obydwu patelni; zagotowałam z sokiem malinowym i octem, a kiedy wątróbki były już na talerzach dodałam do gorącego sosu zimną łyżkę masła:)
wątróbkę oczyściłam z błon, umyłam i osuszyłam na durszlaku; do mąki dodałam starty w moździerzu majeranek i czosnek; na rozgrzany olej położyłam obtoczone w panierce wątróbki i od razu zmniejszyłam temperaturę (4 na płycie); smażyłam z każdej strony 7 minut ( nie lubię krwistych) na patelni przykrytej sitkiem (szczelna pokrywka je "udusi"! a mają być chrupiące); w tym czasie na drugiej patelni smażyłam gruszkę, jabłko i cebulkę, posypane solą, pieprzem i posiekanymi listkami majeranku;
smażyły się pod szczelnym przykryciem 10 minut;
na liściach sałaty położyłam usmażone dodatki,
przekrojone wątróbki i polałam malinowym sosem;
uwielbiam gotować komuś, ale te wątróbki przede wszystkim gotuję dla siebie...:)
smacznego:)
i jeszcze dwa pomysły na przekąskę z upieczonej ciabatty ( gotowa mieszanka z Lidla);
na śniadanie:
kromki ciabatty posmarowałam delikatnie oliwą i opiekłam z każdej strony na suchej, grillowej patelni z mozzarellą i świeżą bazylią;
na kolację:
pasta z łososiowych brzuszków:
2 duże, wędzone brzuszki z łososia, 3 jajka ugotowane na twardo, 100 g cheddara (może być wędzony ramzes albo rolada ustrzycka), sól, sok z połówki cytryna, szczypta sproszkowanej kolendry, biały pieprz (nie zawsze mam na niego "nosa")
brzuszki obrałam ze skóry i ości; jajka i ser starłam na tarce z najmniejszymi oczkami (ale nie tymi do placków:)), dodałam przyprawy, sok i wszystko dokładnie wymieszałam; brzuszki były tłuste, dlatego nie użyłam żadnego "kleju":)
smacznego:)
jutro obiecany, świąteczny pasztet z "łosia".....
Piekłam ciasteczka i ten przepis wszedł do mojego menu już na stałe.
OdpowiedzUsuńSzybko się je przyrządza a jak szybko znikają?? :) Najlepiej smakują jeszcze ciepłe.
Przepis godny polecenia :)