wtorek, 4 marca 2014

Ziemniaczana babka. I pewna rodzinna tradycja.


Przeglądając, codziennie, wiele stron internetowych, blogów kulinarnych, czasopism branżowych i programów TV, spotykam najwięcej przepisów na zapiekane, w różnych formach, baby. Dlatego nie wierzę, że jest jeszcze jakieś "gospodarstwo", które nie jadło, nie zrobiło lub nie upiekło swojej wersji babki ziemniaczanej. Gdyby jednak znalazła się jakaś zagubiona duszyczka, w tłumie zachłannie pożerających ten wypiek, to służę przepisem. Krótkim, łatwym, ale z kilkunastoletnią historią.
Należałam do grona tych osób, które wszystkie pieczone babki, jakie jadło, były z "piasku";)
Nie lubiłam tych z proszkiem do pieczenia, drożdżowych, ucieranych czy innych jogurtowych. O ziemniaczanej nawet nie słyszałam.
Aż tu kiedyś, podsłyszałam rozmowę koleżanki, dzisiaj przyjaciółki, że u niej w domu jest taka weekendowa tradycja. Mama z tatą ucierają pyry (rozmowa miała miejsce w Poznaniu) na ziemniaczaną babę. W tamtych czasach, a były to czasy studenckie, miałam słomiany zapał do gotowania, ale nieznana kuchnia potrafiła mnie zaintrygować. Przysłuchując się uważniej, podsłyszałam, że cały jej smak, tej baby, jest jeszcze lepszy w niedzielny poranek, kiedy krojona w plastry, odgrzewa się na śniadanie i uroczyście wjeżdża na stół z kleksem śmietany. Hmm, pomyślałam. Może kiedyś... Życie potoczyło się w tym samym kierunku i zamieszkałam w Elblągu, gdzie ów tradycja pielęgnowana jest na skraju parku Dolinka. Kilka lat, po tej zasłyszanej rozmowie, miałam okazję osobiście uczestniczyć i w ucieraniu ziemniaków i w pieczeniu i w jedzeniu, ba nawet odgrzewaniu kawałka swojej baby. Żuławianie nie używają poznańskich pyrów, mają swoje ziemniaki i swoją gwarę, na przykład "ustań" zamiast stań, "druszlak" zamiast durszlak, "prodziż" zamiast prodiż i takie tam inne kiksy ;)
W każdym razie atmosfera, która tworzy się przy takiej babie to niezapomniane chwile. Ścierają się nie tylko ziemniaki, ale i palce, opuszki, czasem członkowie rodziny o najlepsze proporcje. Bez względu na okaleczenia, straty moralne i fizyczne, rządzi Mikołaj, któremu wszyscy chętnie i bez sprzeciwu oddaja się we władanie. Co za facet! Nie można o nim zapomnieć. Władczy, wie co mówi, pełen zasad, ciekawych historii, opiekuńczy, ale nie zaborczy. Kochający ojciec i dziadek, ale najbardziej wzrusza jako mąż. Żartuje, delikatnie i z wyczuciem, na każdy temat, a kobiety w jego towarzystwie, chcą być nawet ziemniaczaną babą ;)
Podaję składniki, które są absolutnie konieczne, ale proporcje to już moja, przez lata testowana, wariacja. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone, gdyby jakimś cudem ten wpis trafił w ręcę Mikołaja, ale ziemniaki trę w malakserze!


Składniki:
1 kg obranych ziemniaków (używam Gala)
150 g wędzonego boczku, pokrojonego w drobną kostkę
łyżka gęsiego smalcu lub z kaczki
1 cebula pokrojona w drobną kostkę
1 cebula
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
3 jajka
łyżeczka soli morskiej
świeżo zmielony pieprz, pół łyżeczki
łyżeczka roztartego, w moździerzu, suszonego majeranku
szczypta świeżo mielonej gałki muszkatałowej
kwaśna, gęsta śmietana lub gęsty sos z suszonych grzybów, do podania
W melakserze zamontować tarczę o najmniejszych oczkach (takich wystających) i najpierw zetrzeć jedną cebulę (starta cebula nie pozwala sczernieć ziemniakom), a później ziemniaki, mieszając co chwilę masę, żeby połaczyła się z cebulą. Startą masę ziemniaczaną przełożyć na bardzo gęste sitko i odstawić, aż cała woda ścieknie do miski. Zlać wodę, ale zostawić skrobię, która wydzieliła się na dnie miski i dodać ją do masy ziemniaczanej. W tym czasie usmażyć cebulę i boczek. Jeśli boczek jest tłusty, nie trzeba używać dodatkowego tłuszczu, ale wtedy należy wysmażyć w pierwszej kolejności boczek i dopiero później dodać cebulę. Połączyć wszystkie składniki, przyprawy i przełożyć do keksówki, którą można wyłożyć, dodatkowo, cieniutkimi plastrami boczku, wysmarować tłuszczem lub zwyczajnie wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzać do 190 stopni, opcja góra dół, wstawić blaszkę na środkowy poziom i piec przez około 80 minut. Po upieczeniu jeszcze chwilę zostawić w piekarniku, po 5 minutach wyjąc na kratkę, studzić kolejne 5 minut i dopiero wtedy wyciągnąć z foremki. Podawać z zimną śmietaną lub sosem z suszonych grzybów, od razu lub odgrzaną, na patelni, w kolejne dni. Nie wiem, która opcja jest lepsza. Sami wypróbujcie :)

5 komentarzy:

  1. Za ciekawy blog wystawiłam nominację do Liebster Blog Award. Po więcej szczegółów zapraszam do mnie. Pozdrawiam Deptusia http://deptusiowyswat.blox.pl/2014/03/LIEBSTER-BLOG-AWARD.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. dziękuję, takie moje trzy grosze, żeby przypomnieć Żukom o tej cudownej tradycji ;)

      Usuń
  3. już trafił w Jego ręce :) Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ups... a myślałam, że stroni od internetu :( mam nadzieję, że w ten weekend zgotuje taką babę, ręcznie robioną, że pójdzie mi w pięty ;)

      Usuń

dziękuję za odwiedziny :)