Pogoda bardzo sprzyja grillowaniu, ale na pewno nie jedzeniu. Komu chce się jeść w takie upały? A komu pić? Wszystkim? Macie jakieś pomysły na prywatnego strażaka? Jakieś kontrowersyjne metody, bo mam wrażenie, że moje, od lat sprawdzone nie chcą zmierzyć się z tym "płonącym w ciele ogniem" :(
Do dzisiaj działała wystudzona, miętowa herbata z lodem, zamiennie z gorącą herbatą z hibiskusa. I tak jak pierwszy sposób dla nikogo nie jest zaskoczeniem, tak w przypadku wrzącej herbaty, w 40 stopniach, budzi wiele niepokojących skojarzeń, jak choćby takie, że postradałam zmysły!
Są dowody na to, że Beduini pozbywają się ciepła z organizmu zupełnie racjonalną metodą. Chodzi o to, żeby zacząć się pocić, bo pot parując ochładza nasz orgaznizm. Prosta i stara jak świat zależność :)
Moglibyśmy też biegać w pełnym słońcu lub uprawiać jakieś inne, męczące zajęcie.
Możemy też zjeść ostrego hamburgera, bo ostre żarcie pobudza te same receptory, na które działa gorąca herbata i które "każą" nam się pocić ;) Mimo, że nasz klimat ma o wiele większą wilgotność niż pustynne kraje Afryki, gorące napoje i ostre jedzenie sprzyja samopoczuciu w upalne dni i na pewno nie jest mitem. Oczywiście zawsze i wszędzie niezawodna jest szklanka zimnej wody:) Info na temat zdobyłam zaczytując się stroną Volfiego.
Wiem, że rozpalenie grilla może odstraszać w tej temperaturze powietrza, ale gotowanie w domu, jeszcze bardziej przeraża.