piątek, 7 grudnia 2012

...(słodyczami) też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi" J.L Wiśniewski - ten z Torunia:))


z pieczeniem bywa u mnie różnie, raz piekę z nut, innym razem ze słuchu...
umiem zapiec owoce i tutaj ani pięciolinia ani uszy nie są mi potrzebne, wystarczą jabłka, banany, śliwki i gruszki, trochę zapomnianych bakalii, miodu i... zobaczcie sami:)
dzisiaj przepisy na pieczone jabłka, mocno inspirowane finałem Masterchefa i pieczone banany, mocno inspirowane ich wyglądem...:)
dostałam skrzynkę renety od wujka i nie mogę jej zmarnować, a jabłka pod kruszonką były tydzień temu...
pieczone jabłka z masą makową


przepis na 4 jabłka
4 czubate łyżki masy makowej
ubite białko z odrobiną soli
łyżka miodu
garść namoczonych w śliwowicy (własny wyrób) rodzynek
olejek migdałowy
skórka otarta z połówki pomarańczy
sok z tej poprzedniej
cynamon
ścięłam tę część z ogonkiem, wydrążyłam środek takim super gadżetem (pewnie nożem też można) i wysmarowałam środek cukrem trzcinowym wymieszanym z olejkiem migdałowym (jedna kropelka na jedno jabłko), rodzynki moczyły się w lekko podgrzanej śliwowicy, piekarnik rozgrzewał do 190 st (góra-dół);
4 łyżki masy z puszki ( Helio z bakaliami i miodem, kupiłam w Lidlu) połączyłam z pokrojonymi rodzynkami, skórką pomarańczy, sokiem z cytryny, na końcu delikatnie dodałam ubite białko; masę przełożyłam do dziur w jabłkach, przykryłam odkrojonym kapeluszem;  na blaszkę do pieczenia wylałam 50 ml śliwowicy połączonej z sokiem tej drugiej połówki pomarańczy, położyłam jabłka i zapiekłam 30 minut; to pęknięcie w środku to kontrolowane nacięcie wokół, żeby, jak to podaje MC (B.Ritz przyp.autora blogu) uniknąć odkształcenia; nie wiem czy bez nacięcia będzie wyglądało lepiej, ale "z" wygląda i upiekło się doskonale:)
pieczone banany z kandyzowanymi bakaliami
bananów nie dostałam, kupiłam za dużo:(
nie lubię wyrzucać, wolę kombinować...
3 wielkie banany, długie, cętkowane, kręte... zapiekłam; dopasowałam żółtą część do tej "przypalonej" zimowym słońcem:)... i wyszło jak wyszło... w każdym razie, zdjęcia robiłam w biegu, bo taki był aromat...:)


pół tabliczki deserowej czekolady
sok z cytryny
garść namoczonych rodzynek ( wykorzystałam te, które mi zostały od jabłek )
garść migdałów (dawno temu kupiłam prażone w skorupach i nikt nie chciał ich jeść)
3 łyżki leśnego miodu (mój był płynny, Wasz też będzie, jak wyląduje w spiżarni, nie w lodówce)
pomarańcza
sól
2 łyżki brandy 
obrałam ze skorupy migdały i posiekałam na drobne kawałki; odłożyłam te, które były bardziej uprażone; zalałam te pierwsze wyciśniętym sokiem z pomarańczy i po 15 minutach  podgrzałam na patelni, chwilę później dodałam te odłożone, rodzynki, miód i alkohol;
takie gotowanie to walka ze słabościami -  pachnie tak wyjątkowo, że można zjeść dodatek bez dania głównego - dla zapominalskich przypominam, że zapiekamy banany;)
smażymy tak długo, aż odparuje woda ze wszystkiego co wodę ma i zostanie klejąca się do patelni masa;
przekrojone wzdłuż banany smarujemy sokiem z cytryny (inaczej nie odróżnimy czekolady od banana), posypujemy startą czekoladą i zapiekamy przez dokładnie 10 minut w rozgrzanym do 200 st piekarniku na środkowym poziomie z opcją góra-dół; a niech to, ale długa myśl, prawie tak długa, jak post, który piszę;)
jak podajemy, widzimy, ale jak zjadamy, lepiej nie wiedzieć...:)
smacznego!

sprzątam spiżarnię, lodówkę i warzywniak... idą święta:)

na obiad łosoś
raz na jakiś czas robię porządki w lodówce, warzywniaku, spiżarniach... i co znajduję? pomarszczoną papryczkę, kilka pomidorów w oliwie, garstkę kaparów, jakiś "zalany" pieprz, jasia fasolę, który przeleżał kilka miesięcy.... a że nie lubię niczego wyrzucać to kombinuję... wyszło jak wyszło, niektóre zdjęcia słabiutkie, ale to jedyna pamiątka po tym co zostało:)
łosoś podany ze szpiankiem na imbirowo - maślanym ryżu
obiad przygotowałam w godzinę, opisywałam dwie, a trzecią "obrabiałam" to co napisałam! 
gotowanie jest łatwiejsze i przyjemniejsze:)
tyle kawałków świeżego łososia, ile osób na obiedzie/kolacji
trochę oliwy z pomidorów
ostatnie ziarenka zielonego pieprzu z zalewy
kilka igiełek rozmarynu
wiórki starte z pomarańczy  
cytryna
sól morska
świeży szpinak 
czosnek
3/4 szklanki ryżu arborio (to ten do risotto)
masło
kawałek świeżego imbiru, wielkości kciuka:)


łososia umyłam, osuszyłam papierowym ręcznikiem i ułożyłam na folii spożywczej skórą do dołu, polałam  oliwą z pomidorów, posypałam pieprzem, pociętymi gałązkami rozmarynu i pomarańczową skórką, wtarłam wszystko dokładnie, na koniec posypałam solą i zawinęłam szczelnie folią, leżał godzinę w lodówce...
w tym czasie ugotowałam 
szklankę ryżu al dente, ciągle musiałam podjadać, żeby sprawdzić czy się nie rozgotował; gotowy obficie zlałam zimną wodą (wtedy się nie klei); obieraczką do warzyw ścięłam skórkę z połowy cytryny i połowy pomarańczy i razem z imbirem (najlepiej obierać go malutką łyżeczką) i 2 ząbkami czosnku pokroiłam na maleńką kostkę; na rozgrzane masło wrzuciłam pokrojone cytrusy z towarzystwem i podsmażyłam delikatnie na średnim ogniu (4 na płycie:))przełożyłam łososia do żaroodpornej formy i wstawiłam na 20 minut do rozgrzanego do 200 st piekarnika na środkowy poziom; łosoś był w kieszeni z folii aluminiowej, do której włożyłam połówkę pomarańczy i cytryny; 5 minut przed końcem wyjęłam go z folii, polałam sokami i wstawiłam formę pod grilla (w moim piekarniku środkowa temperatura grzałki to 3)
już prawie koniec:) podgrzałam patelnię z cytrynowo-imbirowym masłem i dodałam ryż, porządnie wymieszałam, dodałam trochę soli i soku z cytryny, kilka kropel przez palce i gotowe - aromat był obłędny:)
został szpinak, ale ostatni będą pierwszymi, zgadnijcie czego kęs zjecie najpierw?:)) 
na dużej patelni rozgrzałam łyżkę masła, dorzuciłam wyciśnięte 2 ząbki czosnku, i cytrynowe wiórki (koniecznie!), musi być delikatny ogień, żeby nie przypalić dodatków, dorzuciłam umyty i osuszony szpinak, delikatnie go przemieszałam, 2 minuty wystarczą, musi wyglądać jakby własnie zaczął opadać z sił:)
smacznego:)

"początek może być tam, gdzie tylko zechcemy" J.L.Wiśniewski - pochodzi z Torunia:)

Gotuję od wielu lat, ale początki były niezdarne. Do dzisiaj potrafię przypalić cebulę. Nie zniechęcam się i nieprzerwanie poszukuję idealnych smaków. W kuchni czuję się zrelaksowana i swobodna. Gorzej w świecie komputerów, smartfonów i innych gadżetów:(
Jeśli dzisiaj połączę "starość" ze staraniem to wykreuję w sieci mój początek...:)
Dołączam do tysięcy blogerek i blogeróww, którzy piszą o kuchennych tajemnicach, płomiennych odkryciach i romansach ze wszystkimi smakami świata:)
Mam nadzieję, że znajdę kilku zwolenników mojego gotowania.
A skoro początek jest rano to zaczynam od śniadania, które prawie zawsze jest ciepłe, obfite i zjedzone:)

śniadaniowe przysmaki Wiktora
twarogowe kluseczki
250 g półtłustego twarogu
1,5 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
mały cukier waniliowy
1 duże jajko
sok malinowy
jagody/borówki/dżem jagodowy
mięta 
twaróg przetrzeć przez najmniejsze oczka tarki, dodać jajko, obydwie mąki, cukier waniliowy i wszystko dokładnie wymieszać,
zagotować osoloną, delikatnie, wodę i wrzucać kluseczki, mają trochę lepką konsystencję, dlatego nabieram je łyżką, wykonując ruch jakbym chciała je "zeskrobać" z wierzchu, gotować tylko do momentu wypłynięcia wszystkich, no i oczywiście w dużym garnku; to jest delikatniejsza wersja leniwych pierożków:) podaję z malinowym sokiem, jagodami ze słoika (czasami z dżemem), kleksem śmietany i dla oka dorzucam listek mięty:)