Nazwałam ją tak, bo przepis należy do mamy męża mojej przyjaciółki Agnieszki. Starannie napisany, staropolską literą, na malutkiej karteczce, zmiętolonej z tyłu szuflady i zapomnianej.
Jadłam w życiu tysiąc szarlotek, najlepszą w Grudziądzu, w hotelu Rad i do niej zawsze chętnie wrócę... Gdyby jednak Grudziądz długo nie był na trasie moich wędrówek, znowu upiekę szarlotkę Woltmanki, lekką, puszystą i pachnącą polskimi jabłkami :)
Składniki:
ciasto:
400 g mąki pszennej
120 g erytrolu (w oryginale 4 łyżki cukru)
5 żółtek
200 g zimnego masła
2 łyżki kwaśnej śmietany (w oryginale bez)
szczypta soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia ( w oryginale 3)
ziarenka z laski wanilii
1 płaska łyżeczka cynamonu
dodatkowo:
5 białek
4 czubate łyżki zmielonego erytrolu ( w oryginale szklanka cukru)
8 dużych jabłek (u mnie reneta)
Wszystkie składniki ciasta umieścić w dzieży robota i utrzeć gładkie ciasto. Podzielić na dwie części (2/3 i 1/3). Każdą zrolować w wałek i schłodzić w zamrażalniku przez pół godziny. W tym czasie obrać jabłka, usunąć gniazda i podzielić każde na ćwiartki. Pociąć w malakserze lub poszatkować na mandolinie (powinny być cieniutkie, tej samej grubości). Większą część ciasta zetrzeć na grubych oczkach i wylepić spód blachy wyłożonej papierem lub wysmarowanej masłem. Piec 15 minut w rozgrzanym do 180 stopni piekarniku. W tym czasie ubić białka z erytrolem (powinna być lśniąca i sztywna). Na lekko przestudzony spód wyłożyć jabłka, przykryć pianą z białek i posypać drugą częścią, startego ciasta. Piec około 40 minut w 180 stopniach (wierzch powinien być przyrumieniony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)