Przypomniałam sobie ostatnio "Rzeź" Polańskiego. Film z teatralnymi kreacjami. Sceną jest mieszkanie, a na deskach rywalizują, o swoje racje, rodzice dwóch chłopców, którzy wymierzyli sobie sprawiedliwość kijem. Wspominam o nim tutaj, bo skojarzył mi się z niekończącymi się możliwościami, jakie dają zupy kremy, tak jak ich dyskusja wydawała się nie mieć końca. Już prawie zamykali drzwi, ale tuż za nimi pojawiały się nowe argumenty. Brukiew to mój nowy argument, przemawiający za tym, żeby dalej eksperymentować i toczyć boje w jednym garnku. Ostatecznie, filmowa dyskusja kończy się tam, gdzie się zaczęła. Mój argument wzbił się ponad wszystkie istniejące w garze i otwiera drzwi do niekończących się dysput ;)
Składniki:
600 g obranej brukwi
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka żółtej pasty curry
spory kawałek świeżego imbiru
bulion (około 2 litry)
1 łyżka masła
1 łyżeczka kurkumy
pestki słonecznika uprażone z odrobiną ostrej oliwy
W garnku z grubym dnem rozgrzać masło. dodać posiekaną cebulę i czosnek. Kiedy zacznie się szklić, dodać pokrojoną, w mniejsza kostkę, brukiew i drobno posiekany imbir. Dusić pod przykryciem, a gdyby warzywa zaczęły przywierać, podlać bulionem. Po kilkunastu minutach wlać cały bulion i dusić, aż brukiew będzie miękka. Dodać pastę curry, kurkumę i zmiksować na krem. Podać z uprażonymi pestkami słonecznika, z odrobiną olio pepperoncino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny :)